Liwiusz Laska, Bartosz Machalica: Geografia nierówności

[2015-09-04 12:27:16]

25 lat transformacji rządzący Polską świętowali jako „25 lat wolności”. I rzeczywiście z wolnością w Polce jest nie najgorzej. Szczególnie jeśli zdefiniujemy ją w typowo liberalny sposób. Znacznie gorzej wygląda sytuacja z równością. W codziennym życiu Polacy co rusz potykają się o brak równości. Tracą na tym niemal wszyscy. Nie tylko najsłabsi. Przede wszystkim traci klasa średnia.

Nauka nierówności

Główną troską milionów rodziców z klasy średniej (i nie tylko) jest wykształcić swoje dzieci, zapewnić im dobre życie i bezpieczną przyszłość. Dlatego co roku, gdy tylko stopnieją śniegi, rodzice przeglądają rankingi szkół. Rozpoczynając od rankingów szkół podstawowych. Jeśli wczytają się w nie uważnie, zobaczą, że w takiej Warszawie najlepsza publiczna podstawówka zajęłaby dopiero 20. miejsce w zestawieniu obejmującym placówki niepubliczne. W skali kraju w 2015 r. uczniowie ze szkół niepublicznych uzyskali lepsze rezultaty od tych ze szkół publicznych, z języka polskiego jest to odpowiednio: 79% poprawnych rozwiązań w sprawdzianie szóstoklasisty i 72%, z matematyki: 72% i 60%, z angielskiego – 88% i 77%. Dlatego w Warszawie wielu rodziców, których stać na opłacenie czesnego, posyła dzieci do szkół niepublicznych. Z pozoru same plusy: szkoła ma „wyższy poziom” i opiekuje się dzieckiem od godz. 7 do 17. Uczeń się rozwija, nie nudzi, nie ma czasu na głupoty. Oczywiście portfel jest chudszy o kilkanaście tysięcy złotych rocznie. Są jednak ludzie, których na to stać. Problem polega na tym, że nie stać na to społeczeństwa jako całości. Z publicznego systemu oświaty znikają bowiem najaktywniejsi rodzice, którzy dzięki swojej energii mogliby wnieść wiele dobrego do lokalnych szkół. Ponadto ich dzieci chowane są pod kloszem, nie poznają świata w całej jego złożoności. Nie dostrzegają, że społeczeństwo nie składa się z samych prawników, lekarzy i menedżerów, bo są jeszcze np. kierowcy autobusów, pielęgniarki i sprzedawcy. Wielkim problemem jest też to, że rodzice, płacąc czesne, przestają widzieć sens płacenia podatków. Państwo polskie jest słabe, niedofinansowane, nie spełnia oczekiwań społecznych. I dlatego… z każdym rokiem staje się jeszcze słabsze. Jeśli chcemy odbudować państwo, musimy najpierw zainwestować. Stworzyć publiczne podstawówki oferujące wysokiej jakości opiekę nad dzieckiem do godz. 17. W dodatku w postaci nie tylko świetlicy, ale też zajęć sportowych, wyrównawczych czy kółek zainteresowań. Dla wszystkich. Taka szkoła będzie kosztować, ale będzie też przyciągać rodziców z klasy średniej. I będzie dawała im namacalny dowód, że warto płacić podatki. Pokaże, że idą one nie tylko na urzędników, ale również na szkołę dla ukochanego dziecka.

Wielkomiejska klasa średnia może ponownie zacząć posyłać dzieci do publicznych szkół. I tak robi! Ale nie od poziomu podstawówek, tylko od poziomu gimnazjów. Strategia jest prosta. Najpierw wysyła się pociechę do prywatnej podstawówki. I płaci się, czyli „inwestuje”. Następnie dziecko zdaje do jak najlepszego gimnazjum – już publicznego. Tu się nie płaci, czyli inwestycja się zwraca. Przynajmniej w Warszawie najlepsze są publiczne gimnazja z klasami językowymi. Dlatego plan wygląda tak: najpierw dziecko w niepublicznej podstawówce ma osiem godzin angielskiego tygodniowo, a potem śpiewająco zdaje test kompetencji językowych. I dostaje się do gimnazjum najlepszego z możliwych. Teoretycznie bowiem gimnazja są rejonowe. System jednak można obejść. Takim obejściem są klasy językowe, do których przyjmuje się najzdolniejsze dzieci spoza rejonu. Ten mechanizm będzie utrwalało wprowadzenie na egzamin szóstoklasisty testu z języka. I tak po raz kolejny równościowa w zamyśle reforma – jaką miały być gimnazja – prowadzi do pogłębienia nierówności.

Znacznie gorzej sytuacja wygląda poza stolicą. Przed laty, jeśli ktoś chodził do szkoły na tzw. prowincji, ale był dobry z co najmniej kilku przedmiotów, bez problemu mógł się dostać na studia. Na egzaminach wstępnych mógł błysnąć. Nowa matura ze swoją standaryzacją to utrudnia. Trzeba być dobrym z większej liczby przedmiotów. I tutaj zyskują uczniowie z wielkich miast. Przykład? W zeszłym roku z miasta S. żaden uczeń nie dostał się na medycynę. Nie znaczy to, że nie próbowali. Próbowali, ale polegli. Szkoły średnie z miasta S. nawet najlepszym uczniom nie gwarantują dostania się na wymarzone studia. Co to oznacza? Że w tym mieście będzie wielki problem z dostaniem się do lekarza. Kto chce pracować w powiatowym mieście? Najczęściej ten, kto się w nim urodził, wyjechał na studia i wrócił. Z różnych przyczyn: z lokalnego patriotyzmu, z przywiązania do rodziny, nieważne. Ważne, że jeśli nikt nie wyjedzie, to nikt nie wróci! Efekt jest taki, że będziemy mieli lekarzy rekrutujących się tylko z wielkomiejskiej klasy średniej, którzy w młodym pokoleniu mają pewne – delikatnie mówiąc – problemy z empatią wobec osób spoza swojej klasy społecznej.

Jak temu zapobiec? Jak zapewnić zdolnej młodzieży z mniejszych ośrodków możliwość studiowania? Najlepiej wprowadzić zasadę, że jeden, dwóch, trzech najlepszych uczniów z każdego powiatu ma indeks na wymarzone studia bez egzaminów. Może w skali Polski nie będą w pięćsetce najlepszych. Będą najlepsi w warunkach, w jakich rywalizowali. I za to należy im się od państwa nagroda.

Krótkowzroczność państwa

Innym polem, na którym widać doskonale uciążliwość nierówności, jest zdrowie. Prosta sprawa: jeśli jesteś średniakiem, na operację zaćmy czekasz półtora roku, jeśli jesteś bogaty, płacisz i operują cię od ręki. Państwo jest w swojej polityce – nomen omen – krótkowzroczne. Nie kalkuluje, że czekający na operację zaćmy pracownik w pewnym momencie pójdzie na zwolnienie, bo już nie da rady pracować. A przecież taniej byłoby go szybciej zoperować!

Nierówność ma też wymiar geograficzny. Dostęp do lekarzy specjalistów poza wielkimi miastami jest utrudniony. W Polsce mamy 209 lekarzy angiologów (specjalistów układu naczyniowego i limfatycznego). Mamy też 314 powiatów. Wniosek jest prosty: w jednej trzeciej powiatów brakuje lekarza angiologa. W rzeczywistości olbrzymia większość powiatów to białe plamy, bo specjaliści skupiają się w największych ośrodkach. Jeśli więc ktoś cierpi na chorobę żył, musi jechać do dużego miasta. Jak jechać? Połączenie kolejowe zlikwidowane, PKS raz dziennie. Jeśli ma się samochód i uczynnego kierowcę, to pół biedy. Jeśli jest się biednym i nie ma, to…? No właśnie. To nie jest kraj dla biednych ludzi. Szczególnie na prowincji. Liberalne państwo zamiast zapewnić takiemu obywatelowi lekarza, zostawia go samemu sobie. Na końcu wypłaci mu rentę. A ta będzie państwo kosztować znacznie więcej niż ów lekarz.

Nierówności zdrowotne widać na przykładzie Warszawy. W dzielnicach takich jak Ursynów czy Wilanów zachorowalność na gruźlicę jest śladowa. Tymczasem na Pradze-Północ na gruźlicę cały czas zapada 40 na 100 tys. mieszkańców. Mieszkaniec Pragi-Północ żyje prawie 13 lat krócej niż mieszkaniec Wilanowa. A mówimy o różnicach w granicach jednego miasta!

Sprawiedliwość dla bogatych

Nierówność zbiera też żniwo w wymiarze sprawiedliwości. I będzie zbierała jeszcze większe teraz, po wejściu w życie nowej procedury karnej. Będzie jak w amerykańskich filmach. Pojedynek na rację między dwoma błyskotliwymi prawnikami. A nie każdego przecież stać na błyskotliwego prawnika. Jeden zatrudni trzech wybitnych adwokatów, drugi będzie się posiłkował darmową pomocą prawną (według projektu może być świadczona przez magistrów prawa). Albo nawet na to nie będzie go stać, bo w razie przegranej będzie musiał płacić. Kiedyś dysproporcję sił mógł niwelować sędzia, przeprowadzając dowód. Dzisiaj ma być tylko bezstronnym arbitrem. Patrzeć, jak orły temidy rozszarpują prawnicze wróble. Bogaty może wnieść jeszcze dowód z prywatnej ekspertyzy prawnej. Masz pieniądze? Opłacasz ekspertyzę. Nie ma pieniędzy? Cóż… sprawiedliwość dla bogatych.

Do tego dochodzą stare grzechy. Na przykład w Polsce rozwieść się można tylko w sądzie okręgowym. Po rozwód wielu Polaków musi jechać kilka razy ponad 100 km. To kosztuje i dla wielu osób jest argumentem za trwaniem w małżeństwie. Czy nie można procedury rozwodowej przenieść do sądów rejonowych? Poza tym sądy pracy – od kilku lat trwa ich powolna likwidacja. Minister Gowin zlikwidował sądy, prezydent Komorowski je przywrócił. Z pozoru powrót do stanu pierwotnego. Ale tylko z pozoru, bo do wielu miast powiatowych wydziały pracy już nie wróciły. W ten sposób pracownicy z małych miejscowości, którzy zostali bezprawnie wyrzuceni z pracy i którym pracodawca nie wypłacił zaległych poborów, nie mają dostępu do sądu. Przykład? Powiat wałecki jest obsługiwany przez Sąd Pracy w Szczecinku, a z Wałcza bezpośredniego połączenia do Szczecinka nie ma.

Dostęp do sądu pracy to jedno z podstawowych praw obywatelskich i pracowniczych. W „kraju Solidarności” sąd pracy w każdym powiecie powinien być standardem. Ale nie jest.

Sztandar równości

Nierówności w skali globalnej rosną. Po lekturze „Kapitału w XXI wieku” Thomasa Piketty’ego nikt nie może mieć co do tego wątpliwości. Jednocześnie od kilku lat – co najmniej od „Ducha równości” Richarda Wilkinsona i Kate Pickett – wiemy, że im większa równość, tym bardziej udane i szczęśliwe życie praktycznie wszystkich członków danej wspólnoty. Jeśli połamana polska lewica zastanawia się, co wziąć na sztandary, powinna to być przede wszystkim równość. Socjaldemokracja zawsze odnosiła triumfy, gdy głosowała na nią klasa średnia. A ta głosowała, gdy widziała swój interes w istnieniu państwa opiekuńczego. Widziała go zaś wtedy, gdy czuła, że pieniądze z jej podatków wracają do niej w postaci wysokiej jakości usług publicznych. To jest wizja państwa, którą lewica powinna zaproponować Polakom. Jako alternatywę dla taktyk indywidualnego przetrwania i wizji społeczeństwa jako wojny wszystkich ze wszystkimi, którym hołdują – w różnym stopniu – Korwin-Mikke, Kukiz i Platforma Obywatelska. Czas podnieść sztandar równości.

Tekst ukazał się w tygodniku "Przegląd".

Liwiusz Laska

Bartosz Machalica


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



25 LAT POLSKI W NATO(WSKICH WOJNACH)
Warszawa, ul. Długa 29, I piętro, sala 116 (blisko stacji metra Ratusz)
13 marca 2024 (środa), godz. 18.30
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca
Podpisz apel przeciwko wprowadzeniu klauzuli sumienia w aptekach
https://naszademokracja.pl/petitions/stop-bezprawnemu-ograniczaniu-dostepu-do-antykoncepcji-1
Szukam muzyków, realizatorów dźwięku do wspólnego projektu.
wszędzie
zawsze

Więcej ogłoszeń...


25 kwietnia:

1921 - Komisja Centralna Związków Zawodowych podjęła uchwałę o zerwaniu stosunków z KPRP i zwalczaniu komunistów w ruchu związkowym.

1947 - Założono Robotniczą Spółdzielnię Wydawniczą „Prasa” .

1974 - W Portugalii postępowi oficerowie skupieni wokół Ruchu Sił Zbrojnych dokonali zamachu stanu, w wyniku którego obalono rządy dyktatorskie (tzw. rewolucja goździków).

1975 - W Portugalii Partia Socjalistyczna wygrała wybory do Zgromadzenia Narodowego.

2004 - Socjaldemokrata Heinz Fischer został prezydentem Austrii.

2005 - Socjaldemokrata Jiří Paroubek został premierem Czech.

2009 - Socjaldemokraci i Zieloni wygrali przedterminowe wybory parlamentarne na Islandii.


?
Lewica.pl na Facebooku