Religie a rynek
2015-03-21 16:00:22
Nasze wartości nie są tylko amery-
kańskie. Powierzył nam je sam Bóg
.
prezydent Georg W. BUSH jr.
W erze powszechnej komercjalizacji i ekonomizacji wszystkiego wokoło nas jakbyśmy zapomnieli o instytucjach religijnych i samych wierzeniach. Krytyka merkantylizmu owych instytucji i duchowieństwa idzie w kierunku wypaczeń i niekompatybilności takich postaw z głoszonymi zasadami doktrynalnymi. A one – instytucje (i kapłani) - zachowują się zgodnie z zasadami komercji: podaż – popyt – zysk (do tego dochodzi jeszcze reklama promująca dany produkt w oczach potencjalnego konsumenta), czyli tak samo jak wszystkie inne podmioty na rynku. Tu – na rynku religijnych dóbr, rynku proponującym ludziom (dotychczasowym wiernym i potencjalnym nowym konsumentom czyli konwertytom bądź nowo-nawróconym) zbawienie, tzw. życie wieczne, Eden i raj. Działają one – wystarczy popatrzeć trochę inaczej na owe zagadnienie (nie przez pryzmat wiary religijnej lub najszerzej rozumianego sacrum) – jak podmioty gry rynkowej, stosujące reklamę, marketing, najzwyklejszy PR przyciągając klienta do proponowanych przez siebie produktów.
Dwaj amerykańscy socjologowie religii, Wiliam S. Bainbridge i Rodney Stark, opracowali w końcu XX wieku teorię, w której opisują i tłumaczą funkcjonowanie wierzeń religijnych (a tym samym – instytucji z nimi związanych) na zasadzie zwykłej gry sił rynkowych ([w]: R.Stark / W.S.Bainbridge, Teoria religii). Teoria ta przyjmuje, iż przestrzeń sakralną najszerzej pojętą (czyli wszystko co z nią się wiąże w sensie duchowym, instytucjonalnym, kulturowym czy politycznym) należy rozpatrywać i opisywać w kategoriach rynku. Religie są więc wedle tej koncepcji – wobec unifikacji i standaryzacji współcześnie globalizującego się świata i jako część doczesnej, ziemskiej rzeczywistości – poddawane tym samym procesom co inne sfery ludzkiego bytu. Muszą więc zachowywać się jak podmioty ekonomiczne rywalizujące ze sobą na rynku idei (religii) o klienta. Analogiczna sytuacja dotyczy – a może przede wszystkim – instytucji religijnych będących emanacją owych wierzeń (i potrzeb wiernych) jak i materializacją oraz hierarchizacją sprawowanego kultu. Tym samym duchowni i kapłani owych instytucji jawić się muszą jako akwizytorzy „pana Boga”, agenci firm zajmujących się dystrybucją religijnych utensyliów, pracownicy struktur udzielających nagrody i kary (podawanych w swoistej retoryce i oprawie – liturgia, ryt), funkcjonariusze korporacji władający i egzekwujący określony porządek etyczno-moralny (oparty o swoisty system nagród i kar).
Stark i Bainbridge zwracają uwagę na ciekawy problem. Otóż sam proces sekularyzacji jest indywidualnym poszukiwaniem jednostki źródeł zaspokojenia swych potrzeb duchowych, poza-materialnych, transcendentnych. Stąd bierze się w dzisiejszej dobie – jako egzemplifikacja indywidualizacji, rozproszenia, pluralizmu i chaosu - takie mnóstwo sekt, nowych związków wyznaniowych, religii i quasi-religii. Dlatego m.in. obserwujemy masowy wysyp charyzmatycznych guru i mesjaszów, przewodników duchowych i reformatorów religijnych w kościołach tradycyjnych jak i w pozainstytucjonalnej sferze sacrum (bardzo często będących pospolitymi oszustami działającymi na rzecz łatwego i szybkiego zysku co dodatkowo potwierdza teorię Starka / Bainbridge’a o rynkowej proweniencji wiary religijnej i instytucji je egzemplifikujących). Bezrefleksyjne i bezkrytyczne mass-media bez wątpienia sprzyjają takiej sytuacji prezentując owe wynaturzenia i irracjonalne harce jako newsy, igraszki bądź ciekawostki. A bez pogłębionej analizy zachodzących w tej materii procesów, bez wnikliwych obserwacji tego co dzieje się na rynku religijnych idei i rywalizujących między sobą podmiotów (tu - instytucji religijnych) walczących o ten rynek niczego tak naprawdę nie zrozumiemy. Owo rozproszenie i chaos współczesności, brak oparcia i przewidywalności (co niesie zawsze ze sobą niepokój, neurozę, zagubienie i alienację) sprzyjać mogą – jak to było w historii wielokrotnie – ucieczce do sfery sacrum, gdzie czekają już akwizytorzy zapewniający spokój dusz, wyciszenie, wizję Edenu i raju, świetlaną przyszłość. Trzeba tylko nabyć określony produkt, na wzór tabletki na potencję, lekarstwa na przywrócenie pamięci, nowy model telewizora czy smartfona, bądź szykowne (choć z przeceny) wdzianko. Religia wpisać się więc musi – jako twór ziemski, doczesny, odzwierciedlający napięcia i stosunki społeczne - w ten powszechny trend, dostosowując się jedynie do panujących warunków. Nie może więc dziwić popularność i ofensywa różnego rodzaju irracjonalizmów, mitologii, pospolitego szamaństwa, nie wspominając o religiach i instytucjach z nimi związanych, a zakorzenionych w cywilizacji Zachodu od stuleci (osłabionych w dwóch ostatnich wiekach wskutek postępujących; laicyzacji i sekularyzacji).
Wizja Starka / Bainbridge’a prezentuje z jednej strony problem ekonomizacji i komercjalizacji współczesnego życia, a z drugiej – poddaje pod rozwagę prosty przykład na demitologizację samego pojęcia religii. Zastosowanie kategorii rynkowej działalności dla opisu funkcjonowania religii i struktur z nimi związanych jest kapitalnym przykładem sprowadzającym wierzenia religijne na ziemię, do przestrzeni zainteresowań i aktywności ludzkiej. Wierzenia religijne stają się normalnym towarem podlegającym prawom rynku (i wynaturzeniom z nim związanym), zaś sama religijność jednostki sprowadza się tym samym do zachowania konsumenckiego. Instytucja religijna jest zwyczajnym przedsiębiorstwem działającym w oparciu o zasady podaży i popytu, gdzie produktem finalnym jest konkretny zysk w formie nowego członka wspólnoty.
Religia jest więc towarem jak każdy inny element rynku, będącym na równi z innymi tego typu akcesoriami życia społecznego. Instytucje religijne – jako korporacje czy ponadnarodowe przedsiębiorstwa – dążą zgodnie z jego zasadami do eliminacji lub osłabienia konkurencji na rynku religijnych idei. Ideałem tu jest monopol (patrząc z pozycji formalnej). Ale w pluralistycznej, multi-religijnej przestrzeni, w świecie zdecentralizowanym i rozproszonym takim jak dziś, monopol może w tej mierze zapewnić (o ile instytucja religijna nie jest zasadniczą częścią sprawowania władzy – jak w teokracji) strukturze jedynie państwo. Państwo, które samo jako szczególny rodzaj monopolisty może ingerować także w sferę sacrum. W zamian za sakralizację (dziś jest to już inaczej prezentowane i uzasadniane niźli w czasach gdy władza króla pochodziła bezpośrednio od Boga, a instytucja religijna sankcjonowała ten stan namaszczając władcę symbolicznymi atrybutami boskości) i w jakimś stopniu legitymizacją - mimo demokracji i wolnych wyborów - swej pozycji jako władzy, elita rządząca danym państwem przekazuje dostęp instytucji religijnej do kulturowych środków przymusu potrzebnych do zdławienia konkurencyjnych firm. Państwo wchodząc w przymierze z firmą religijną uzyskuje wspomnianą już sakralizację i duchową legitymizację dla swoich poczynań, zwłaszcza w sferze utrzymywania ładu społecznego, który nota bene wynika często z nauk wpajanych rządzonej zbiorowości przez doktrynę religijną narzuconą (czy obowiązującą) siłą i autorytetem państwa. Instytucja religijna jest tym samym pozbawiana konkurencji, a rynek dóbr sakralno-religijnych przypomina w dużym stopniu monopolistyczne praktyki w gospodarce krajów realnego socjalizmu.
I tak funkcjonuje symbioza państwa i instytucji religijnej (zwłaszcza w mocno tradycjonalistycznych, nie zmodernizowanych w sferze świadomości, krajach i społeczeństwach). Jest to często symbioza nieformalna, poza konstytucyjna, dodatkowo frustrująca i destrukcyjnie wpływająca na poziom demokracji oraz swobód osobistych. W każdej dziedzinie życia monopol prędzej czy później prowadzi bowiem do głębokich wynaturzeń.
Przy ogólnym rozczarowaniu polityką - i jej deprecjacji - oraz współcześnie działającymi politykami (en bloc – co widać doskonale w przestrzeni publicznej zachodnich demokracji) religie zyskują dodatkowy bodziec dla agresywnego prozelityzmu odpowiadającemu właśnie natarczywej ofensywie rynkowej. „Bo odwoływanie się do religii ma stać się lekarstwem na głębokie rozczarowanie polityką zrodzone z poczucia egzystencjalnej i tożsamościowej pustki, tym dotkliwiej dziś odczuwanej iż dewaluują się systemy kształtowania nowoczesnej tożsamości narodowej wznoszącej się ponad etniczność i specyfikę religijną” ([za]: G.Corm, Religia i polityka w XXI wieku).
Wielce znamienna to wypowiedź. Potwierdzająca nie tylko po raz nie wiadomo który ziemską i doczesną proweniencję wszelkich instytucji religijnych, ale uwierzytelniająca zasadnicze zręby rynkowej teorii religii Starka / Bainbridge’a oraz to co na ten temat pisał ponad 100 lat temu Karol Marks.
Trzeba jeszcze zauważyć, iż dzięki nauce i naszemu poznaniu, doświadczeniom ludzkości i postępowi prowokowane są do ofensywy i wzmagają swój prozelityzm instytucje religijne oraz związani z nimi konserwatyści czy pseudo-postępowcy różnej maści. Agresywnemu prozelityzmowi zawsze towarzyszyć musi jednak napastliwość różnego wymiaru wobec Innego. Tak jak to się dzieje z firmami tracącymi w wyniku konkurencji swoje wpływy i zyski na rynku dóbr konsumpcyjnych.

poprzedninastępny komentarze