Cnota polskich elit [2]
2015-08-25 13:07:49
(Dewiza Pan vs Cham wiecznie żywa)

Poza arystokracją nie ma w Polsce nic:
ani zdolności, ani światłych umysłów, ani poświęcenia.
Nasz trzeci stan to bzdura: nasi chłopi to maszyny. My arystokraci tylko stanowimy Polskę.

Zygmunt Krasiński (w liście do Henryka Reeve’a)

Zacytowany - jako motto dalszych rozważań nad kondycją polskich elit politycznych i mainstreamu, który im ochoczo i klakiersko sufluje - fragment korespondencji jednego z polskich wieszczów romantycznych, potomka rodziny magnackiej (ordynat na Opinogórze) z tytułem hrabiego oddaje clou mentalności polskich elit, trwającej nadal w naszym kraju. I to bez względu na proweniencję polityczną. Tak, taka mentalność i świadomość arystokratyczno-sarmacka utrzymuje się od ponad 400 lat nad Wisłą, Odra i Bugiem nadal, stanowiąc zasadniczy dramat tego społeczeństwa i wisząc jak gigantyczny kamień u jego szyi na drodze ku autentycznej modernizacji.
Wydane ostatnimi czasy pozycje książkowe, udokumentowane dogłębnymi badaniami naukowymi, świetnie i przystępnie napisane przez Autorów pokazują ów problem w niezwykle jasnej i plastycznej formie. Chodzi o Jana Sowę - FANTOMOWE CIAŁO KRÓLA, Andrzeja Ledera – PRZEŚNIONA REWOLUCJA i Daniela Beavoisa – TRÓKĄT UKRAIŃSKI. Wszystkie one prezentują źródła i genezę takiego stanu rzeczy. Nienowoczesnego, anty-modernistycznego, zupełnie oderwanego od tradycji umysłowej Zachodu (chodzi o Oświecenie), której to polskie elity są (wedle swojej narracji i swego jednoznacznego przekonania) nieodłączną i immanentną częścią. A absolutna i całkowita akceptacja siebie samego – jak zauważył niegdyś Carl G. Jung – jest jednym z podstawowych źródeł paternalizmu i autorytaryzmu. Od siebie dodam, że także pogardy dla Innego.
Tak mają przede wszystkim ci, którzy cierpią na jakieś wydumane kompleksy i fobie. Szczególnie ci których uwierają zalegające w świadomości fantazmaty i których przygniata rozdźwięk między imaginarium a rzeczywistością. Andrzej Leder we wspomnianej PRZEŚNIONEJ REWOLUCJI wskazuje dobitnie na „prześnienie” rewolt społecznych (w takim razie odbyłyby się one poza polskim imaginarium, jakby poza świadomością i przekonaniem społecznym o ich potrzebie i nieuchronności), które dokonywały się w zachodniej części Europy poczynając od wieku XVI po wiek XIX, a jakie przeszła Polska i Polacy dopiero w drugiej połowie XX wieku. Jego zdaniem stało się to jakby wbrew naszym intencjom, poza wyobrażeniem o sposobie przechodzenia od folwarcznej autarkii do gospodarki kapitalistycznej, od feudalnej stratyfikacji społecznej do liberalnej demokracji parlamentarnej. A to są procesy immanentne ewolucji od feudalizmu ku nowoczesności.
Za tymi procesami poszedł równocześnie nostalgiczny i romantyczny powiew idealizacji stosunków społecznych panujących na utraconych przez Polskę tzw. Kresach, co dało w efekcie mentalne i wyobrażeniowe uszlachcenie wszystkich obywateli PRL, dziś – III RP (mit dworku, ziemiaństwa, sielskości, kochajmy się panowie bracia, poczucie pańskości, powszechność odwoływania się do egalitaryzmu szlacheckiego, powrót demonów kontrreformacyjnej proweniencji, mit kulturotwórczy w obecności herbowych panów braci na Wschodzie czyli dzisiejszej Ukrainie etc.). To tu m.in. ma swą genezę tzw. inteligenckie getto. I dotyczy to zarówno potomków pańszczyźnianych chłopów czy folwarcznych parobków - którym PRL i stosunki społeczno-polityczne jakie w nim zapanowały umożliwiły wykształcenie i awans w hierarchii społecznej - jak i resztek starej inteligencji o rodowodzie post-szlacheckim pozostałych po dramacie II wojny światowej. Tu również leżą źródła znacznego rozszerzenie się jego - owego getta - wpływów.
Każde getto jest kłębowiskiem żmij, w którym podstawowym kunsztem jest robienie intryg, a do najprzyjemniejszych i najpospolitszych uczuć należy cicha uciecha z kompromitowania i poniżania bliźniego. Getto nie lubi, tępi, glajchszaltuje wybitne indywidualności, te jednostki, które obnosząc się ze swoją innością, swoim zdaniem, swoim nonkonformizmem, które manifestują odmienność od tego środowiska wyrażają tym samym dezynwolturę wobec niego. Getto solidaryzuje się w przeciwdziałaniu indywidualnościom, bo „….jest to solidarność ludzi jałowych i małych”, którzy sami siebie uważają za wielkich – patrząc w lustro – i „nie znoszą prawdziwych wielkości obok siebie”. Umiar, skromność, dobre wychowanie oraz chomąto manier, póz i formułek (immanentne polskiej inteligencji, a faktycznie – zakompleksionym bufonom i osobnikom nieświadomym siebie samych) nie pozwalają tym pełnym mentalnej obstrukcji ludziom „na afiszowanie brutalności swoich uczuć” i pogardy wobec każdego „z kim się nie potrzeba liczyć”. Utwierdzeniem owego getta mentalnego jest też fakt, że nadwiślańskie elity mniemają, iż owe zmiany, owe rewolucje nie miały w ogóle miejsce, że zdarzyły się poza nimi, spychając je w nieświadomość, nie identyfikując się z nimi choć wielkie masy Polaków (i przez to Polska) są ich beneficjentami (Andrzej Leder, Folwark polski, [w]: GAZETA WYBORCZA z dn. 11.04.2014). To rodzi postawy serwilizmu, klientyzmu, konserwatyzmu, faryzejstwa będąc typowym odzwierciedleniem stosunków folwarcznych oraz wynikających z nich bezpośrednio relacji Pan vs Cham.
To jest właśnie podstawowy element jaki odróżnia Polskę i polskie elity od tzw. Zachodu: bo życie w folwarku wraz z określoną przez tę formę gospodarowania mentalnością ma ustaloną cenę i wymiar.
Tu leży geneza tezy, potwierdzona przez badania i analizy, iż stosunki panujące w polskich oddziałach międzynarodowych korporacji są echem takiej mentalności, takiego spojrzenia na rzeczywistość: dopóki zarządza desant z Niemiec, Francji czy innego kraju Europy Zachodniej jest w miarę normalnie jeśli chodzi o relacje interpersonalne. Gdy nastaje polski management robi się piekło. W Niemczech twierdzi się np. że „polscy zarządzający to bulteriery – jak się wczepią to zagryzą”. Ten metaforyczny folwark trwający w świadomości ludzi znad Wisły, Odry i Bugu mimo upływu wieków materializuje się także w powielaniu XVIII-wiecznego powiedzenia jakie charakteryzowało tamtejsze stosunki interpersonalne: „Podstawą dobrej gospodarki są dwie rzeczy: pańszczyzna i szubienica” ([za]: A.Gostomski, OECONOMIA ALBO GOSPODARSTWO ZIEMIAŃSKIE, DLA PORZĄDNEGO SPRAWOWANIA LUDZIOM POLITYCZNYM DZIWNE POŻYTKI).
Stąd wynika także praktyka dyskursu nad Wisłą, iż spory tu prowadzone polegają na „… wykluczeniu przeciwnika, ustanowieniu jednolitego dyskursu, który inne dyskursy unieważni” (A.Leder, Folwark polski, dz. cyt.). A przecież to Oświecenie (i człowiek identyfikujący się z tym nurtem myślenia i opisem rzeczywistości podług jego kanonów) pozwala zrozumieć wszystko – co nie oznacza równoczesnej identyfikacji. Co prawda folwark sprzyja indywidualizmowi, ale na poziomie klepiska; to takie drobne, przyziemne cwaniactwo, kombinatorstwo, niechęć do nonkonformistycznych idei burzących ten tradycjonalistyczno-konserwatywny spokój i bezruch, paternalizm (jakże silny w ideologii sarmatyzmu i ziemiańskiej kultury), a przede wszystkim – bojaźń przed zmianą ustalonej, wertykalnej hierarchii społecznej sankcjonowanej i sakralizowanej przez Kościół katolicki. Uniemożliwia to wszystko pojawienie się zachodnio-europejskiego sceptycyzmu i krytycznej refleksji. A to są elementy kultury Zachodu i tamtej mentalności absolutnie konstytutywne dla tego pojęcia.
Nieodłącznym rysem konserwatyzmu jest przekonanie – podkreśla Jan Sowa - że społeczeństwo dzieli się na światłą elitę i masy nad którymi te pierwsze muszą sprawować kuratelę intelektualną. To kolejny przykład anty-oświeceniowego – czyli de facto; anty-demokratycznego, anty-wolnościowego, anty-egalitarnego, podejścia do świata i takiej też mentalności, egzemplifikujących się formą w jakiej elity królujące w naszym kraju prowadzą ze społeczeństwem dialog oraz sposobem tej narracji.
Myślę, że mimo zdjęcia przez nas, Polaków, z siebie żupanów, odpięcia karabeli, odrzucenia precz kontuszy, mentalność oraz umysły pozostały nadal sarmacko-kontrreformacyjno-kolonialne. Takie folwarczno-feudalne.
Polskim elitom wydaje się cały czas iż pochodzenie i przynależność (jak w I RP bycie „herbowym”) daje od razu przywilej bycia tym lepszym, namaszczonym przez Boga i historię Sarmatą. Że tak jak w I RP ma to tym samym moc prawa – nawet nieformalnego, umownego. To też jest jeden z elementów wspominanego getta w jakiej tkwi polski mainstream pochłonięty na dodatek neoliberalną, pseudo-wolnościową frazeologią i myśleniem.
Dlatego m.in. cały czas argumentem pozostaje uzasadnienie o naturalnym, uniwersalnym pochodzeniu (i tym samym – apriorycznym) mainstreamowej narracji, zgodnym z fantomowym political correctness. Takie spojrzenie na rzeczywistość zaspokaja pragnienia owego getta i samo-umiejscowionych w niej elit. Potwierdza – tak się im wydaje – ich wyższość moralną, zasługi, pozycję, a tym samym wyjątkowość. Ponieważ w dzisiejszym świecie nastąpił uwiąd rzeczywistości nadprzyrodzonej, porządek boski (w średniowiecznym, sarmackim i kontrreformacyjnym stylu) został zanegowany i odrzucony – a to on był źródłem owej stratyfikacji i hierarchii – musiano się zwrócić do tego co naturalne, przyrodnicze aby znaleźć uzasadnienie dla swej „lepszości”. To coś co doskonale opisuje powiedzenie Michaela Foucault,a o mdłej stronie humanizmu.
To myślenie jest post-teistyczne w formie lecz nadnaturalne w genezie. Człowiek wpierw się rodzi a potem go definiujemy (to tradycja oświeceniowa) więc nie ma natury ludzkiej poczętej w umyśle Absolutu, więc my jesteśmy (musimy być) tym Absolutem.
Tylko czy to jest oświeceniowe pojęcie demokracji i wolności obywatelskich ? Czy z tak ujętej organizacji przestrzeni publicznej rodzi się coś co rozumiemy pod pojęciami: obywatel, społeczeństwo otwarte, równe, wolne i sprawiedliwe ?

poprzedninastępny komentarze