60 lat minęło
2016-10-31 20:36:24
W tym roku minęło 60 lat (od 1956 r.) jak nasi południowi bracia Czesi (wtedy kraj zwany Czechosłowacją) nakręcili i wypuścili na ekrany kin niedoścignioną wersję mega-epopei jaką są „Przygody Dobrego Wojaka Szwejka” w reżyserii (i scenografii) Karela Stekly’ego, ze wspaniałą grą aktorską m.in. Rudolfa Hrušinskiego (jako Szwejka) czy Miloša Kopecky’ego (jako feldkurata Otto Katza). To obraz prezentujący uniwersalne – czyli ponadczasowe i ponad-ustrojowe - powody do śmiechu, drwiny, parodiowania i zdystansowania wobec przejawów wszelkiego napuszenia, bombastyczności, klerykalizmu i religianctwa, wybujałego i triumfalnego patriotyzmu, wiecznie żywej „klaki”, głupoty elit nami rządzących oraz pospolitego zadęcia i polityczno-kulturowej hipokryzji. Zachęcam wszystkich do kolejnego obejrzenia tego kapitalnego obrazu. Bo zobaczycie nasz kraj i nasze stosunki międzyludzkie, w zupełnie realnym, współczesnym i przejrzystym świetle.

Politischen Verdachtig – politycznie
niepewny. To dzisiaj nic takiego dziwnego.
Dobry Wojak Szwejk

I dodaje od razu – „o kim się tak dziś nie mówi”. W Polsce AD 2016 należy jeszcze dodać, iż od początku tzw. „transformacji ustrojowej” rozpoczętej w 1989 roku ciągle ktoś jest – permanentnie (choć to grono stale jest powiększane o kolejne zastępy i legiony „politycznie niepewnych” oportunistów, krytykantów, nie-dość-dogłębnie zdekomunizowanych lewaków i post-komunistów, sierot po PRL-u i moralnie podejrzanych) – Politischen Verdachtig. Tę retoryczną figurę najlepiej opisują nie współczesne tyrady reprezentantów rządzącego PiS-u, ale wypowiedź sprzed laty reprezentantki salonu-salonów, elity-elit, będących clou nadwiślańskiej moralistyki i cnót wszelakich, a mówiąca że zwycięskiemu w demokratycznych wyborach ugrupowaniu – bo jest owo zwycięstwo źle przyjmowane przez mainstream z racji swej „niebłagonadiożności” zadekretowanej przez te gremia – „mniej wolno”.
W naszym kraju dzisiejsza sytuacja jest jak z powieści Jaroslava Haška. Dlatego, że te salony-salonów, te elity-elit, ci moraliści i owe etycznie nieskazitelne Autorytety (mianowane nieodwołalnie przez mainstream – czyli de facto przez siebie samych) były kompletnie nie przygotowane do sprawowania władzy. I jak wszystko od wieków w Polsce poszło wedle kanonu: chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zawsze …….
No może jedynie mieć rację Agnieszka Wołk-Łaniewska mówiąca, iż „było jej dane szczęśliwie żyć w okresie oświecenia jakim była nad Wisłą, Odrą i Bugiem Polska Ludowa”.
Gdy popatrzeć na feldkurata Otto Katza czyż nie widzimy współczesnego, katolickiego kościoła polskiego i jego funkcjonariuszy ? Czy zadęcie narodowo-patriotyczne i wszechobecny wojskowy „sznyt”, militaryzacja nie tyle już przestrzeni medialnej ale i umysłów polskiej młodzieży (z Antonim Macierewiczem i np. gen. Romanem Polko w tle) nie są wypisz – wymaluj obrazem ze Szwejkowych peregrynacji eszelonem na front, przygotowywanych batalii i samych działań wojennych ? Czy Bogdan Chazan i Konstanty Radziwiłł nie są lekarzami vide dr Grünstein w lazarecie (gdzie trafił Józef Szwejk), leczący starających się uniknięcia wysłania na front „Simulanten” chininą, lewatywą, zawijaniem w mokre prześcieradła i rycyną ? Czy przerabianie przez Szwejka bezdomnych psów - zwykłych kundli - na rasowe egzemplarze i upłynnianie ich z zyskiem (oczywiste szalbierstwo jest przez wszystkich widoczne, ale obie strony transakcji milczą jak zaklęte robiąc dobrą minę do złej gry) to nie magiczne sztuczki politycznych szalbierzy od ekonomii mieniący się „niezależnymi fachowcami” światowej i europejskiej marki (jedynym tego typu ekonomistą – choć do końca to nie jest lewicowa „moja bajka” – jest omijany w Polsce szerokim łukiem prof. Grzegorz Kołodko) ?
Gdy ostatnio przypadkowo wpadłem w „telewizorni” na wywiad Elizy Michalik z euro-posłem Michałem Bonim z niezwykle pro-europejskiej, liberalnej i nowoczesnej asocjacji politycznej (to jest też ów salon-salonów, elita-elit, ów mainstream), który po zapewnieniu o wyciągnięciu wniosków z przeszłości mówił z przekonaniem jaką to wizję Polski świeckiej, nie-klerykalnej, wręcz – laickiej, gdzie rozdział państwa i Kościoła był ściśle przestrzegany, a konkordat niósł „samo dobro” (m.in. w tym kontekście nawiązał do pozytywów tzw. „kompromisu aborcyjnego”, który teraz chce się podważyć) realizowała rządząca PO od razu stanął mi przed oczyma porucznik Dub.
Dobry Wojak Szwejk na takie dictum by rzekł: „Człowiek uczy się na błędach jak ten giser Adamec z Dańkovki, co to przez pomyłkę napił się kwasu solnego”. Euro-poseł to może i nie napił się tej mikstury, lecz społeczeństwo polskie to i owszem, a efekty są widoczne po receptach i egzorcyzmach odprawianych przez polską prawicę podczas sprawowania rządów (partia Michała Boniego jest prawicą, konserwatywno-liberalną prawicą, omyłkowo tylko inaczej traktowaną nad Wisłą, Odrą i Bugiem).
Dlatego bardzo szanuję zacnego Wojaka Szwejka, moje uosobienie czeskości. Czyli czegoś czego nam Polakom brakuje najbardziej. To antyteza polskiej megalomanii, mesjanizmu, misyjności (najszerzej i najdokładniej ujętej), napuszenia, kompleksów – zarówno niższości jak i wyższości. Kocham Józefa Szwejka, podziwiam go, zazdroszczę mu, a jednocześnie – jak prawie każdy Polak - z niego kpię, śmieję się czyli poniekąd (choć do tego się nie przyznaję oficjalnie bo to passe, bo to nie political corectness , bo to anty-mainstreamowe i nie godne jednocześnie miana inteligenta polskiego oraz demokraty) gardzę nim, czując wyższość prawdziwego Polaka do tego super-Czecha. A może tylko nasza, polska tożsamość, tradycja, kultura tak malują owego południowego sąsiada Polski ?
Szwejk nie podpalił świątyni Artemidy w Efezie jak Herostrates, nie zabił na stopniach Kapitolu Juliusza Cezara jak Brutus, nie był papieżem jak Karol Wojtyła ani wodzem zwycięskich armi jak np. hrabia Radecki von Radetz; to nie Napoleon, Attyla, Jan III Sobieski, Piotr I Wielki, Lincoln czy Robespierre; to nie Nobel, Curie-Skłodowska, Oppenheimer, Einstein czy Hawking. Daleko mu także do Mahatmy Ghandiego, Martina Lutera Kinga czy Desmonda Tutu. To także nie jest wymiar Jego Sławnego Rodaka Vaclava Havla.
Ale przecież jest coś nietuzinkowego w tym prostym Czechu, odzianym w szynel żołnierski armii C.K. Austro-Węgier, coś ponadczasowego, uniwersalnego i zarazem prostodusznego (choć na pewno nie prostackiego). Dobry Wojak Szwejk chce być prowincjuszem, outsiderem, huncwotem i obwiesiem. Przygłupem i notorycznym idiotą. Lecz to tylko poza i (udana) próba przetrwania tych wielkich (ponoć) czasów w jakich przyszło mu egzystować (a nam dane jest to dzisiaj). Tego bowiem sobie nie wybieramy. I nie wybiera nam tego też żaden bóg, żaden premier, żaden mentor, autorytet moralny czy kapłan.
Ta jego postawa i mentalność są przecież tak nie kompatybilne z duchem naszych czasów. Są tak niezwykle passe, że aż dziw bierze iż ktokolwiek może je brać na serio, ktokolwiek może się do nich odwoływać, je podziwiać i składać im hołd. O stawianiu za wzór już nawet nie mówiąc.
A poza tym - byt każdej osoby winno się utożsamiać z wielkimi czasami, gdyż jest on (i te czasy) niepowtarzalnym, nie-do-przeżycia-po-raz-wtóry. I dlatego każde życie, każdego człowieka jest wielkim czasem, dla niego, dla jego świadomości, dla jego samopoczucia.
Więc dlatego m.in. kocham i szanuję, wielbię i podziwiam Dobrego Wojaka Szwejka oraz chylę czoła przed jego życiową filozofią. Bo to jest filozofia czci i atencji dla życia jako takiego, najwyższej i jedynej prawdziwej wartości jaką posiada człowiek. Czegoś autentycznego i niepowtarzalnego w obecności każdej jednostki na tym ziemskim padole, potocznie zwanym życiem doczesnym
Szwejk i jego filozofia to jest to o czym mówi duński aktor - znany z filmów Larsa von Triera - Stellan Skasgǻrd, że wszystkie religie (i doktryny polityczne z nich wywiedzione) Zachodu mają jedną wspólną cechę, gdyż chcą regulować co jesz, co pijesz z kim sypiasz i kiedy, gdyż jeśli wg nich kontrolujesz instynkty to kontrolujesz tym samym człowieka.

poprzedninastępny komentarze