Świt (jeszcze) żywych uchodźców
2015-08-28 03:38:17

Lata konfliktów i wojen wyreżyserowanych przez Zachód, które doprowadziły do całkowitej destabilizacji Bliskiego Wschodu musiały przynieść opłakane rezultaty. Do tej pory tymi „przykrymi” dla Zachodu skutkami nalotów i kradzieży były jednak z reguły PR-owe problemy, kiepsko wyglądające statystyki na stronach internetowych organizacji praw człowieka oraz sporadyczne protesty tej nieamoralnej, oburzonej części ludności. Teraz setki tysięcy imigrantów zmierzają do Europy. Płyną tu, ponieważ nie mają innego wyjścia, płyną tu, ponieważ polityka Zachodu zniszczyła ich państwa i marzenia.

Patrząc z perspektywy czasu trudno o większą lekkomyślność ze strony polityków państw Unii Europejskiej. Wspieranie amerykańskiego imperializmu zza oceanu w sytuacji, kiedy kraje będące rejonem konfliktu dzieli od Europy jedynie jedno morze było skrajnie nieodpowiedzialne i krótkowzroczne. Polityka USA wydaje się być pod tym względem znacznie sprytniejsza – zaangażowanie krajów Unii Europejskiej w problem imigracyjny to nie tylko mniejsze koszty własne, ale i gwarancja powstania fali ksenofobii w europejskich społeczeństwach – co na dłuższą metę pozwoli USA łatwiej zjednać sobie europejskich przyjaciół i zwolenników na poczet własnych, przyszłych kampanii wojennych na całym świecie.

Błędy polityki zagranicznej UE i ciągły imperializm głównie: Francji i Anglii kosztują teraz europejskie państwa kapitalistyczne nowe wydatki i zmartwienia. Imigranci przybywający zza wody to nie tylko wyrzut sumienia i problem niesmacznych reportaży ze zwłokami wyrzucanymi przez morskie fale, to także realna groźba wzrostu nastrojów nacjonalistycznych i rasistowskich. Neoliberalny, imperialistyczny kapitalizm, który pragnie zazwyczaj by określać go mianem „demokracji”, może więc w krótkim czasie zostać wykolejony właśnie przez skrajną i antyimigrancką prawicę, która dojdzie do władzy na fali lęku i obaw europejskiej klasy robotniczej, zaniepokojonej swoją sytuacją płacową i żyjącej w poczuciu wiecznego zagrożenia ze strony tańszej, trzecioświatowej siły roboczej – z którą rywalizacja jest czymś zupełnie niepojętym dla pierwszoświatowych robotników.

Imigranci z Afryki zapewne wcale nie byliby też witani tak nieprzychylnie przez europejskie społeczeństwa, gdyby nie ciągły kapitalistyczny kryzys, wysokie bezrobocie i zasadnicze poczucie utraty bezpieczeństwa (jakiejkolwiek) pracy, które zapanowało w Europie. Dla europejskiego kapitału nie mogło być natomiast chyba lepszego momentu na napływ imigrantów - to wręcz idealna okazja do tego aby od tej pory o wszystkie klęski systemu obwiniać właśnie ich. Niechęć do „łożenia” na imigrantów to w rzeczywistości niechęć do dzielenia się i tak już skąpym w wielu europejskich państwach socjalem. Wrogość wobec „obcej kultury” to natomiast głównie wrogość w stosunku do innej kultury pracy, która zakładać może zarówno akceptację dla np. niższych wynagrodzeń i dłuższych godzin pracy. Są to naturalne reakcje obronne europejskiej klasy robotniczej, która w tym przypadku stała się jednak zakładnikiem i imperialistycznego kapitalizmu, i swoich w jego ramach osiągnięć.

W realiach państw socjalistycznych, czy nawet porządnie socjalliberalnych moglibyśmy śmiało mówić i głosić, że napływ kilku, czy nawet kilkunastu milionów nowych ludzi do Europy nie jest niczym złym – a wręcz przeciwnie, pozwoliłby on na realne zwiększenie produkcji i sił wytwórczych, wniósłby wiele kulturowej świeżości i zasadniczo opłaciłby się wszystkim Europejczykom - zwłaszcza w perspektywie postępującego przecież starzenia się europejskich społeczeństw. Obecny system brutalnie żongluje jednak siłą roboczą w każdym wieku wedle własnych potrzeb, a panujący w Europie kapitalistyczny wyścig szczurów tworzy też wystarczająco wiele sprzeczności w granicach samej Europy.

Napływ imigrantów w sytuacji przedłużającego się kryzysu (a także tuż przed kolejnym, wielkim światowym kryzysem ekonomicznym, który zwiastuje m.in pogarszająca się koniunktura w Chinach) to zagrożenie dla stabilności europejskiego imperialistycznego status quo. Zagrożenie przede wszystkim polityczne i uderzające w neoliberalną, kosmopolityczną prawicę, której głównym atutem było dotychczas właśnie: sprawne wykorzystywanie imigrantów i ich taniej siły roboczej w miarę powiększania się własnych, zachodnich potrzeb najbogatszych z Europejczyków.

Nowością polityczną w Europie nie są więc ksenofobia, imperializm, czy wszystkie inne klasyczne cechy ze słownika kapitalizmu. Nowością jest natomiast tak otwarta eksplozja rasistowskich i antyimigranckich nastrojów. Pierwszy raz od lat 30-tych XX wieku tak wyraźnie rysuje się wspólna, europejska niechęć, czy wręcz nienawiść w stosunku do uchodźców, a także w ogóle innych nacji. Europejska twierdza, imperialistyczny zamek budowany od wielu pokoleń bronił się dotychczas głównie dzięki nieformalnemu paktowi, który zawarły ze sobą światowe, kapitalistyczne klasy imperialistyczne oraz europejska klasa pracująca – zgodnie z tym porozumieniem uprzywilejowane miejsca pracy w Europie miały być wiecznie zarezerwowane dla zachodnich Europejczyków. Z czasem tymi „Europejczykami” stali się też "nawet" Polacy, przebywający dziś w Wielkiej Brytanii w liczbie 853 tysięcy.

„Europejczykami”, czyli uprawnionymi do dostępu do uprzywilejowanego, europejskiego rynku pracy nigdy nie mieli się jednak stać mieszkańcy wybrzeża Afryki, czy innych państw spoza europejskiej orbity. Ludzie, którzy docierają przy tym do Europy to najczęściej ludzie zaradni, przyzwoicie wykształceni i nieodbiegający wcale swym poziomem kwalifikacji od przeciętnego, europejskiego proletariusza. Ci ludzie mają też najczęściej i mniejsze wymagania bytowe, i nie mają tak wielkich oczekiwań wobec życia, jak np. przeciętny Włoch, czy Francuz.

Widmo zagrożenia ze strony „tańszych Polaków” napływających do Europy z rejonów, które gnębią teraz wojny zapoczątkowane przez zachodni kolonializm to też koszmarny sen m.in polskich imigrantów zarobkowych - i tych, którzy już pracują poza Polską, i tych, którzy dopiero rozważają swój wyjazd.

Problem z imigrantami jest też problemem klasowym ze względu na swoje koszty, które ponosi obecnie w głównej mierze europejska klasa pracująca. Słabo opodatkowany imperialistyczny kapitał nie ma bowiem najmniejszego zamiaru czynić komukolwiek jakiegokolwiek zadośćuczynienia za swe oczywiste zbrodnie. Panuje w tym przypadku wiecznie aktualna, stara, kapitalistyczna zasada – prywatne zyski/publiczne koszty.

Czy europejską klasę pracującą stać na solidarność z klasami pracującymi i imperialistycznie wyzyskiwanymi z Afryki i Bliskiego Wschodu? Jest to dalece wątpliwe. Nie tylko dlatego, ponieważ liczba miejsc przy europejskim stole jest ograniczona, ale i ze względu na triumf prawicowych ideologii, i ze względu zasadniczą klęskę polityczną sił europejskiej lewicy - która jako jedyna byłaby w stanie wybudzić europejski świat pracy z ksenofobii i tchnąć w niego ducha postępowego internacjonalizmu.

Zamiast nowej polityki bliskowschodniej, planów na odbudowę państw niszczonych przez zachodnie interwencje i godnego traktowania imigrantów powinniśmy szykować się więc raczej na: nowe mury i ogrodzenia pod napięciem, strzelanie do imigrantów ostrą amunicją, czy prowadzenie wojny z – rzekomo wszystkiemu winnymi – przemytnikami ludzi. Sytuacja jest też podwójnie tragiczna, ponieważ realnym nośnikiem dla nienawiści w stosunku do imigrantów jest dziś zarówno kapitał - który w swej olbrzymiej większości nie chce i nie zmierza po prostu ponosić kosztów związanych z napływem imigrantów, jak i europejska klasa pracująca - żyjąca w (zrozumiałej, lecz błędnej) obawie o własny byt i poziom życia.

Przed II Wojną Światową głównym politycznym wrogiem prawicowych radykałów był wyobrażony Żyd-kapitalista. Teraz tym samym wrogiem politycznym i propagandowym stał się już żądny europejskiego socjalu i ociekający krwią bezrobotnych Europejczyków z klasy średniej Arab-uchodźca...


poprzedninastępny komentarze