Cholera to nie argument
2013-01-30 19:34:38
Ja też bardzo kocham moją mamę. I też lubię popisywać się jej zawodem, bo to prawie tak, jakbym sama go wykonywała oraz jakby jej publiczna użyteczność stanowiła o mojej, stanowczo bardziej wątpliwej. Lubię także - nieco megalomańsko - opowiadać o tych rurach pod Wisłostradą, które kładła. Ale nie będę protestować, jeśli ktoś postanowi je wymienić, bo zardzewiały.

Julia Kubisa oburza się na niszczycieli warszawskiego zabytku, bo jego renowację robiła jej mama. Rozumiem. Serio. Moja mama też byłaby wściekła, gdyby ktoś zasypał jej wykop, a ja razem z nią, więc próbowałabym ją pocieszyć. Gorzej, gdy autorka przechodzi do zdroworozsądkowych komunałów: "to jest dla nas wszystkich", to "dobro wspólne, jakim jest sztuka przeszłych pokoleń", "zabytki są dla wszystkich".

Zabytki nie są dla wszystkich. Zabytki są dla tych, którzy po pierwsze potrafią rozpoznać, że to zabytki, po drugie potrafią je "przeczytać" to znaczy umiejscowić w kontekście historii (i) sztuki, po trzecie potrafią czerpać z ich oglądania estetyczną satysfakcję, do czego spełnienie dwóch pierwszych warunków jest konieczne, ale nie musi okazać się wystarczające.

Z adbusterowej grupy 15W08, która twórczo i kreatywnie zreorganizowała witrynę ekskluzywnego butiku na jednej z najbardziej ekskluzywnych ulic Warszawy zamazując ją czerwoną farbą, a przy okazji obryzgała zabytkową elewację, Kubisa szydzi: "Nie mam pojęcia, czy zabytki są kapitalistyczne czy nie. Może dbanie o dorobek kulturalny to jakiś burżuazyjny obyczaj albo i filisterstwo w czystej postaci? Może krakowiak i góral są symboliczną reprezentacją wyzysku chłopów pańszczyźnianych, na zawsze przykutych do mieszczańskiej kamienicy? A może nachalnie promowali kulturę ludową i dlatego im się dostało? Niech poleje się farba w odcieniu komunistycznej czerwieni, niech zbruka!"

Z całego tego akapitu wypada zgodzić się jedynie z pierwszym zdaniem. To także rozumiem: nie każdy zajmuje się społeczną analizą sztuki i ideologicznymi aspektami estetycznych sądów. Warto jednak wiedzieć, jakich kompetencji się nie ma zamiast z rozbrajającą szczerością obnażać fakt braku ich posiadania, by następnie uczynić z owego braku cnotę.

Czy dbanie o dorobek kulturalny to burżuazyjny obyczaj? To zależy, o jaki dorobek i co oznacza dbanie o niego. Pytania, jakie nakłady finansowe idą na renowację zabytkowych kamienic i czy nie należałoby ich przeznaczyć na inne - mniej estetyczne - cele, nie jest bezzasadne. Podobnie niebezsadadne jest pytanie, do jakiej kultury należy dorobek przedwojennych kamienic, w których dziś czynsze są niebotycznie wysokie i w czyim interesie leży dbałość o nie. Czy ta kultura jest faktycznie "wszystkich", czy raczej służy ona estetycznym doznaniom uprzywilejowanej grupy? Czyj kapitał zostanie pomnożony za sprawą renowacji kamienicy? Czyje oko kamienica odrestaurowana wedle przedwojennego wzorca ma szansę ucieszyć, a kto - i dlaczego - przejdzie obok niej obojętnie? Czy dążyć do tego, by odbiór kultury wysokiej stał się udziałem wszystkich, czy raczej należałoby przeformułować jej treść? A może w ogóle należałoby zdekonstruować podział na kulturę wysoką, do której należą zabytki i badziewiastą, do której należą brukający ją czerwonofarbiści? Zastanowić się, jaka jest tego podziału historia, jak on się reprodukuje, czemu on służy i kto jest jego beneficjentem?

Biorąc pod uwage mechanizm pomnażania kapitału autorka ma rację właśnie tam, gdzie ironizuje: figury mężczyzn w strojach ludowych służące jako kariatydy wystawnego warszawskiego domu można intepretować jako niezamierzony obraz wyzysku. Ale - jak pokazał "najmniejszy dom świata" wybudowany w Polsce dla Żyda oraz powszechne nad tym projektem zachwyty - kultura ma swoją podświadomość: ujawnia tam, gdzie próbuje ukryć. Oto przedstawiciele kultury niższej dźwigają na plecach siedzibę wielce nobliwą. Zaś czerwień, która zdaniem Kubisy musi być koniecznie "komunistyczna" (bo przecież tylko komuniści mogli zdobyć się na tak prostacki czyn jak dewastacja zabytku) w innych oczach niż oczy Kubisy nie bruka, lecz właśnie unaocznia.

Że to brutalne? Ani trochę bardziej niż fakt, że całe południowe centrum stolicy zapełnia się sklepami, z których skorzystać może 3% ludzi mieszkających w Polsce. To jest dopiero brutalne. Brutalne jest także to, co stało się z ludźmi, krórzy w tych kamienicach prowadzili warzywniaki, zakłady szewskie, optyczne i sklepy ze śrubkami, o lokatorach nie wspomninając. Że źle wygląda? Estetyczne wrażenia to kwestia wyuczona i wyuczalna. W czerwieni, która rozbryzguje się na wypucowanej powierzchni można dostrzec to samo, co słychać w krzyku przerywającym ciszę, gdy ktoś wreszcie zareaguje na przemoc. Przemoc symboliczna, jaką sprawuje nad nami kultura dominująca z jej definicją tego co wartościowe i tego co tanie, z wpisanym w jej produkty przekazem uprawomacniającym zastane hierarchie, z jej niekwestionowanym pierwszeństwem w procesie szkolnej edukacji - ta przemoc nie była chyba celem ataku 15W08. Raczej była nią przemoc ekonomiczna. Ale jak widać dostało się też tej pierwszej. A upiec dwie sojowe parówki na jednym ogniu to nie lada wyczyn.

poprzedninastępny komentarze