Jak nie dać bankom "trzymać się w szachu"?
Nie płacić? To wyegzekwują należność. Nie wydawać pieniedzy na swoje potrzeby? To przydałoby się cudotwórstwo.
"Kapitalizm nie działa".
A jaki inny ustrój "działa"?
Kolumna marszowa była podzielona na dwa mniej więcej równe bloki: lewicowy i anarchistyczny.
Na czole niesiony był transparent z podstawowym hasłem demonstracji Kapitalizm nie działa. Niesione były trzy flagi: czerwona, czarna i czerwono-czarna symbolizujące przekrój ideowy organizatorów.
Podczas przemarszu do Giełdy Papierów Wartościowych doszło do wymiany okrzyków z kilkunastoma prawicowymi aktywistami stojącymi na pl. Trzech Krzyży.
Pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów kolejni mówcy żądali sprawiedliwości i godnego życia, żądali przekazania zarządzania gospodarką fachowcom a nie dyletantom. Przedstawiciel WRS zbierał podpisy pod postulatami reaktywacji samorządu pracowniczego.
Podczas kolejnych pikiet przemawiali po kolei przedstawiciele organizatorów oraz zaproszeni goście.
Zakończenie demonstracji było połączone z zapowiedzią świątecznego spotkania środowiskowego, które przygotowały Nowa Lewica i Unia Pracy.
A gdzie byli robotnicy?
Jeśli chodzi ci o uwalanych towotem robotników w kufajakch to oni wymierają w związku ze zmianami charakteru kapitalizmu. Jęśli chodzi o pracowników to piszący te słowa jest jednym z dowodów, że byli na pochodzie.
że na pochody pierwszomajowe przychodzą głównie działacze organizujacych je ugrupowań.
Są to więc demonstracje endogamiczne.
Decyzja Piotra Ikonowicza o zorganizowaniu 1 V o godz. 10 wiecu lokatorskiego była podjęta ponad głowami wszystkich innych uczestników demo. Odbieram ją jako cios poniżej pasa i zorganizowanie wiecu tylko w celu lansowania się w mediach (okazji stricte lokatorskich było ostatnio sporo, więc nie ma co się tłumaczyć, że była taka potrzeba). Szkoda że wspólna inicjatywa jest zakłócana tego typu sekciarskimi zagraniami
Trafileś w punkt ABCD ... abecadło populizmu !!! to tylko działacze ... brak klasy robotniczej.
W manifestacji tradycyjnie brało udział kilku robotników dyżurnych - Jarosław Niemiec z NL (który zresztą parę razy przemawiał, czego nie zauważył sprawozdawca lewica.pl), Maciej Guz z NLR (który właśnie wyprowadzał psa) i paru gości z "Pracowniczej Inicjatywy" z kotami na czarno-czerwonych sztandarach. Faktycznie jednak przeważali i basowali ludzie pokroju Ciszy, o poglądach opisanych przez nas w artykule "Ironia i historia" (patrz: komentarze pod tekstem J. Augustyniaka), potwierdzając drobnomieszczański charakter manifestacji.
Życzył tymczasem ze stron "Krytyki Politycznej" Maciej Gdula PRAWDZIWYM BOHATEROM WCZORAJSZEGO DNIA:
"Ostatnio moją główną lekturą są roczniki statystyczne. Coś sprawia, że lektura danych rozpala dziś bardziej, niż czytanie głównych dzienników. W tabelkach i liczbach kryje się moc, którą trudno zagadać.
Ciągłe powtarzanie, że robotnicy to relikt socjalizmu i klasa skazana na wyginięcie przekonało większość, że robotnicy zniknęli, a ich miejsce zajęła elastyczna, kompetentna i ekspansywna klasa średnia. Tymczasem, jak by nie liczyć, robotnicy to wciąż od 35 do 40% wszystkich pracujących. Robotnicy, jak na dinozaury, trzymają się zatem całkiem nieźle.
Jeśli już oficjalne czynniki przypominają sobie o robotnikach to po to, abyśmy dowiedzieli się, jak bardzo ich żądania i przywileje obciążają nam budżet i jak bardzo niesprawiedliwy jest świat, w którym górnicy mogą liczyć na wysokie emerytury (np. pierwsze strony „Gazety Wyborczej” z 31 marca lub 22 kwietnia tego roku). Można by pomyśleć, że transformacja nam się nie udaje, bo za dużo pod siebie zagarniają monterzy, spawacze, tkaczki i oczywiście górnicy.
Prawda jest jednak taka, że transformacja oznaczała ciągły spadek dochodów robotników w relacji do płac reprezentantów handlowych, kierowników, speców od marketingu i controllingu zasobów ludzkich. Jeszcze w 1986 w przemyśle wynagrodzenie robotników stanowiło 92% wynagrodzenia na stanowiskach nierobotniczych. W 1998 już tylko 63%, a w 2007 52%. Jeśli transformacja opiera się na czyichś plecach, to na pewno nie są to plecy controllerów zasobów ludzkich.
Nie pozostaje nic innego jak życzyć gniewnego 1 maja".
szczególnie wzrusza mnie zachowanie młodzieży z WRS. Niedawno jeszcze protestowali przeciw Giertychowi, teraz widać jest fajniejsza pani minister edukacji i tymi sprawami jako młodzież ucząca się WRS zajmować się nie musi. Za to pamiętają towarzysze o takich prostych robolach jak piszący te słowa i zbierają podpisy pod petycją reaktywacji samorządu pracowniczego. Brawo choć nie wiem komu przekażą zebrane podpisy, najbliższej brygadzie na jakiejś budowie czy wyślą jak przystało na "anarchistów" do Sejmu. Z roku na rok ten 1 maja to coraz większy kabaret:-)
przez najbliższy tydzień - tu i na "indyku" - będą trwały spory pomiędzy ludźmi Ziętka, Ikonowicza oraz Urbańskiego i Piekarskiego. Wokół takich "ważnych" kwestii:
Kto wygrał 1 Maja?
Kto przyprowadził o 1 zwolennika więcej?
doszedł do wniosku, że robotnicy są cool.
żal Ci dupę sciska , że wśród licytujących nie bedzie Twoich zwolenników.
Moze gdybys wstąpił do GPR-u???
chociaż NIE bo musiałbym wtedy z niego wystąpic JA.
:)))
Kto wygrał 1 Maja? Wszyscy Ci, którzy wzięli w nim udział. Udało się zorganizować wspólny pochód anarchistów i lewicy. To nie był zgniły kompromis. To była wspólna akcja organizacji samodzielnie i we właściwy sobie sposób walczących z kapitalizmem i aparatem państwa.
To nie tylko był największy w Polsce pochód alternatywnej lewicy i anarchistów. To, oprócz Olsztyna o którym nie mam danych, był jedyny taki pochód. W pozostałych miastach lewicę reprezentowało OPZZ.
Organizacja pochodu nie przebiegała bez trudności. Odrębnym pochodem szli anarchiści na Pradze. Nawet te organizacje, które wzięły udział w pochodzie, nie zawsze dotrzymywały wspólnie podjętych ustaleń.
Jestem przekonany, że mądrzejsi o tegoroczne doświadczenia, organizacja kolejnej demonstracji odbędzie się bez zgrzytów.
Postawmy pytanie, kto przegrał 1 maja. Przegrali Ci wszyscy, którzy siedzieli w domu. Zwłaszcza, jeśli uważają się za lewicowców. Zwłaszcza, jeśli mieszkają w Warszawie albo w pobliżu. Na demostrację przyjeżdżali ludzie z miast odległych i po 400 km. Im należą się szczególne podziękowania.
Przegrali Ci, którzy uważają, że nie ma już lewicy i prawicy, że walka klasowa skończyła się. Walka trwa. Te 350 osób świadczyło, że polityka dogadywania się lewicy z prawicą, jak chociażby OPZZ z Lewiatanem, odbywa się kosztem klasy pracującej. I te 350 osób nie zgadza się na ustępstwa.
Jacek Z. prawdopodobnie oczekuje tego aby w ogóle 1 Maja jako okazja do wyrażenia dezaprobaty dla kapitalizmu, przestał mieć wymowę sprzeciwu i kojarzył się bardziej z grillowaniem kiełbasek czy przeżyciami czysto towarzyskimi. Zadane przez niego kąśliwe pytanie czy inny ustrój działa oprócz kapitalizmu mówi wiele o jego "demaskatorskiej" roli na tym forum.
Cóż innego spodziewać się po osobie, podpierającej się "autorytetem Stalina" w kwestii możliwości zaistnienia lewicowej czy skrajnie lewicowej optyki na zasadnicze kwestie społeczne na gruncie krajowego podwórka.
Wracając do tej ostatniej manifestacji organizowanej przecież wspólnie przez NL, LA, Stowarzyszenie WRS i PD-ecje to można byłoby zwrócić uwagę jak wszystkie te "siły" na lewo od SLD, od kilku lat tkwią w marazmie, głównie widocznym właśnie podczas takich okazji jak 1 Maja.
Określanie tegoż pochodu mianem "anarchistów i radykalnej lewicy" jest co najmniej nierozważane ze strony anarchistów.
Czy z takiego sformułowania ma wynikać że anarchiści nie uznają się za lewicę, ani tym bardziej radykalną czy skrajną?
W dodatku, na plakacie informującym o organizatorach i przebiegu tej manifestacji 1-Majowej nie podano nazwy innego współorganizatora, Komunistycznej Partii Polski, choć wcześniej anonsowano tą partię jako podmiot współuczestniczący w tej inicjatywie.
Czyżby wstyd było pozostałym organizatorom podawać do wiadomości, jaki to "niegodny" szyld znajdzie się na tym pochodzie?
Czy po raz kolejny dały znać o sobie uprzedzenia anarchistów (?) wobec symboliki rewolucyjnej, komunistycznej no i w końcu bierność pozostałych organizacji na zdecydowane próby zamiecenia pod dywan niewygodnej nie tyle współczesnej KPP, co tradycji tej partii?
Jak widać współczesne "KPP" też na takie okładanie przystaje.
Pewnie pisane to bylo na szybko, ale haslo "kiedys zomo dzisiaj banki" powinno byc w cudzyslowiu, a ZOMO powinno byc z duzych liter :-)
"Kiedyś zomo dzisiaj banki, nie daj się trzymać w szachu"
tylko jak sie ma do tych hasel fakt, ze blisko 60% Polakow nie ma wcale konta w banku, a ponad 75% nie posiada jakiejkolwiek zdolnosci kredytowej.
Wsrod tych "szczesliwcow" ktorzy maja konto ponad 70% jest zadluzona na karcie.
Bankom chodzi o co innego w dalszym utrzymaniu tego stanu....... chyba niektorzy domyslaja sie.
Polacy nie czuja potrzeby pojscia pod sztandarami na pochod, bo nie wiedza po co, z kim i jak, wola poswiecic czas rozrywce - czyli zapomnieniu o tym jak jest zle, przejda sie po galeriach handlowych, nawdychaja blyskotliwych luksusow na ktory ich nie stac i pomysla, ze zyja w dobrobycie, takie lizanie lizaczka przez szybke:). Jezeli zyje im sie gorzej, to winia za to tylko siebie, bo komus sie tam udalo, a ze jest swinia, o tym sie milczy. Propaganda przez 20 lat zlodziejskiego i bandyckiego transformejszyn zrobila swoje. Nawet kryzys nie wypchnie Polakow na ulice, wtedy spakuja manatki i wsiada do samolotu lub autobusu. Tak tez kilka milionow zrobilo i to jest wlasnie ten prawdziwy pochod 1 majowy ludzi pracy.
Wracając do tej ostatniej manifestacji organizowanej przecież wspólnie przez NL, LA, Stowarzyszenie WRS i PD-ecje
... oraz KPP ! ...
to można byłoby zwrócić uwagę jak wszystkie te "siły" na lewo od SLD, od kilku lat tkwią w marazmie.
Tak, to prawda. W siłę rośnie za to PO. Ponieważ to ich finansuje kapitał (często nielegalnie), ponieważ to oni dostają olbrzymie pieniądze z budżetu państwa, ponieważ to ich wspierają media.
Organizacje radykalnej lewicy działają społecznie, z własnych składek. A jedyne czego doświadczają od państwa to zwolnień z pracy aktywistów związkowych i zarzutów prokuratorskich pod byle jakim pozorem.
Nie, nie będziemy działać jak PO!
Tu wcale nie o marazm chodzi. Jest duzo aktywnych ludzi. Kiedy jednak przyszlismy wczoraj do jadlodajni filozoficznej z tow. Patrykiem, mielismy taka wspolna refleksje - Gdybysmy wyjechali na 5 lat i wrocili do kraju wlasnie dzis, to jak w "Modzie na sukces" przgapiajac drobne 500 odcinkow, nie zauwazylibysmy roznicy. Te same twarze, te same problemy, te same dyskusje... i ten sam punkt w ktorym tkwi tzw. ruch. Problem w tym, ze mimo aktywnosci, za ktora bardzo cenie Smolenia, Kube czy Cisze, mimo slow pelnych nadzieji, ze cos sie "rusza", ktore slyszalem tam od kolegow z NL... w mojej ocenie wszystko to stoi w miejscu, czy raczej kreci sie w kolko, bo naprawde ci wszyscy ludzie cos robia... tylko efekty jakby mizerne. Nikt doslownie nikt nie potrafi w znaczacym rozmiarze zmobilizowac nowych ludzi. I to jest najwiekszy problem. Dlaczego oferta lewicy spolecznej od lat trafia w proznie?
Patrząc z perspektywy Warszawy , można rzeczywiście odnieść wrażenie że nic się nie dzieje w kółko to samo , ale to warszawa, wystarczy pozbyć się egocentryzmu by dostrzec nadchodzące zmiany . W przyszłym roku powinno nas być nie 350 a co najmniej dwa razy tyle.
Nic sie nie dzieje? A pojawienie się na 1 maja środowiska lokatorskiego to nic? To że ci ludzie nie chodzą na ochlaj do jadłodajni nie oznacza jeszcze że nie istnieją.
> Te same twarze,
Rogera nie było 5 lat temu w ruchu.
> te same problemy, te same dyskusje...
Tak, problemy społeczne nie zmieniają się tak szybko. Przeciwnik ten sam.
> i ten sam punkt w ktorym tkwi tzw. ruch.
Nie zbawimy świata, nie zbudujemy w ciągu 5 lat ruchu społecznego. Bo za wiele w ruchu egoizmu, stawiania dobra własnej 10 osobowej sekty nad dobrem sprawy.
> Nikt doslownie nikt nie potrafi w znaczacym rozmiarze zmobilizowac nowych ludzi.
A czy Ty mi pomogłeś? Ba, czy w ogóle byłeś na pochodzie?
> Dlaczego oferta lewicy spolecznej od lat trafia w proznie?
Bo nie jesteśmy silni a przez to wiarygodni dla tzw. społeczeństwa. Bo sami nie potrafimy zorganizować się. Bo nie mamy konstruktywnych propozycji, same narzekania.
Zdaję sobie sprawę, że nigdy nie odniesiemy sukcesu, kapitalizm ma środki materialne. Ale naszym zadaniem jest dawać świadectwo prawdzie, pokazywać idee, świecić przykładem moralnym.
5 lat temu nikt nawet nie marzył o tym że będą istniały w W-wie dwie w miarę rozwijające się organizacje lokatorskie i że ich członkowie będą chodzić na pochód. Blokady eksmisji się skończyły, a obronieni lokatorzy nawet się w zdecydowanej większości później nie pojawili.
5 lat temu pochód nawet nie miał przewodnich haseł, nie mówiąc o zapleczu merytorycznym. Było na nim wszystko od Palestyny i sprzeciwu wobec wojny w Iraku po zmiany kodeksu pracy.
5 lat temu szło jednak mniej niż 350 osób
5 lat temu pochód nie przechodził nawet przy żadnych siedzibach instytucji, był spacerem zakończonym złożeniem kwiatów na pl. Grzybowskim.
Masz rację o tyle, że nie ma jakiejś wielkiej mobilizacji, ale naiwnością byłoby oczekiwanie, że w ciągu kilku lat dojdzie do jakichś rewolucyjnych zmian. Mnie zadowoli jeśli za kilka lat na pochodzie będzie jeszcze więcej stowarzyszeń społecznych i będzie on liczył powiedzmy 800-1000 osób. Uważam, że przy codziennej pracy jest to możliwe, ale nie przy budzeniu się raz w roku aby pójść na pochód.
450 ludzi (odcinek: Nowogrodzka), nie 350.
Na lewicy jest kilka dyżurnych śpiewek, powtarzanych przez różnych freaków (co to do czegoś by się chcieli koniecznie przyczepić, ale nie wiedzą, do czego), do znudzenia, a chyba z najgłupszą z nich jest śpiewka pt. "ciągle te same twarze".
Bo dla politbiura to nudno - tak ciągle mieć te same poglądy. Jasne, że po roku, góra dwóch, się przeskakuje: z narodowej prawicy - hyc! - do radykalnej lewicy, potem roczek u liberałów i, żeby się nie zanudzić, z socjaldemokracją też można po drodze ubić jakiś interes.
Ale ja się tam cieszę, że są jeszcze ludzie o stałych i konsekwentnych przekonaniach antykapitalistycznych. Ludzie, którzy rok po roku konsekwentnie zmierzają do celu, stanowią dla ruchu stabilny pień, wokół którego mogą rozrastać się coraz to nowe gałęzie - bo pnia byle podmuch wiatru nie złamie. I chwała im za to.
A tak przy okazji, politbiuro: na pochodzie było co najmniej 450 osób, a przez imprezę w Jadłodaji Filozoficznej przewinęło się 160. Wymień je wszystkie, to dopiero wtedy ci uwierzę, że je wszystkie znasz.
Relacja filmowa z 1 Maja 2009 w Warszawie w 2 częściach.
Część 1:
http://www.youtube.com/watch?v=jYtCSTqfV_o
Część 2:
http://www.youtube.com/watch?v=b7PzRxBkaao
Jedynie naświetliłem pewne aspekty jakie wiążą się z ostatnią manifestacją 1-Majową organizowaną przez grupy czy partie tzw. radykalnej lewicy czy ideowej lewicy.
Niestety ty uciekasz od odpowiedzi na zadana przeze mnie pytania i w dodatku utwierdzasz w przekonaniu że owy już tutaj wspominany marazm, na lewo od SLD wcale się nie zdezaktualizował czy chociaż w jakimś większym stopniu pomniejszył.
Jeżeli Ty zdajesz sobie sprawę że nigdy "prawdziwa lewica" nie odniesie sukcesu a kapitalizm ma tą realną nad nią przewagę jaką są wspierające go burżuazyjne media, w końcu Cisza "realnie" patrzy na możliwości tejże lewicy i zadowoli go pochód 1000 osób, a wielu z tzw. anarchistów nie widzi swego miejsca po lewej stroni, utrzymując że kłują ich w oczy czerwone sztandary i inne symbole robotniczego wysiłku i woli bawić się w subkulturową aniżeli polityczną walkę to rzeczywiście nieprędko się coś zmieni w tym kraju po lewej stronie.
Ten optymizm bije z najnowszego, czterdziestego drugiego, monograficznego numeru pisma "Dalej!", wydanego ku pokrzepieniu serc w tym dniu majowego święta.
"Kto zajmuje się kwestią społeczeństwa, ten nieuchronnie natrafia tym samym na marksizm”, powtarza za C. Castoriadisem redakcja, uściślając jednocześnie, że "marksizm to nie wszechogarniający system myślowy, ile raczej zbiór mniej lub bardziej zaawansowanych naukowo teorii, które wyjaśniają rzeczywistość społeczną na różnych poziomach jej funkcjonowania (ekonomicznym, politycznym, kulturalnym, prawnym itd.) oraz formułują koncepcje jej zmian w kierunku socjalistycznym" (s. 5).
Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że taka koncepcja marksizmu niewiele ma wspólnego z zaangażowanym w walkę klasową oryginałem, ale redaktorzy "Dalej!" spieszą z zapewnieniem, że samo "powstanie nisz myśli marksistowskiej w ramach nauk społecznych i filozofii (...)" można uznać "za zjawisko bardzo pozytywne i w perspektywie długofalowej [jak długofalowej?] niezbędne dla powodzenia i skuteczności ruchów emancypacji mas, nie zaś za przejaw 'zburżuazyjnienia' czy akademickiego wyjałowienia społecznie wywrotowego potencjału marksizmu" (s. 5) Redakcja daje na to słowo honoru poparte wypowiedziami prominentnych marksistów, których wywiady składają się na omawiany numer "Dalej!".
A my mamy w to uwierzyć.
Co prawda, pewien niepokój wzbudza w naszych zacnych redaktorach fakt, że w kapitalizmie, "na podobieństwo rynku towarowego istnieje 'rynek idei', z których najbardziej efektywne, BO NAJBARDZIEJ ODPOWIADAJĄCE PANUJĄCYM WARUNKOM SPOŁECZNYM, wydają się być te, które pozostają funkcjonalne wobec władzy kapitału" (s. 5). Ten, trącący nieco prymitywnym stalinizmem (baza - nadbudowa) wyraz troski o kondycję marksizmu jako części składowej współczesnej nauki zostaje jednak uspokojony zdecydowanym wyjaśnieniem. Otóż, pozostające w szponach fałszywej ideologii (tfu, znowu te stalinowskie konotacje!) elementy przodującej klasy pracowniczej wyższych uczelni, co tu ukrywać, po prostu filistrzy (cóż za pryncypialnie zarysowana charakterystyka wroga klasowego!) krzyczą, że "wokół marksistowskiego projektu społecznego unosi się aura bezsilnego utopizmu". Redakcja "Dalej!" daje odpór takim bezpodstawnym posądzeniom i z olimpijskim spokojem odsłania nam, iż "jak pokazały liczne doświadczenia historyczne, radykalna polityka marksistowska jest możliwa i KONIECZNA dla UCHRONIENIA LUDZKOŚCI PRZED KATASTROFĄ STOCZENIA SIĘ DO STANU TOTALNEGO BARBARZYŃSTWA" (s.6).
Wyzwolenie klasy robotniczej zostało więc zastąpione przez cel uchronienia ludzkości przed barbarzyństwem, czyli - in extremis - przed zniszczeniem gatunku ludzkiego. Materializm historyczny został w ten sposób zastąpiony przez materializm dialektyczny, zapewne w trosce o nadanie marksizmowi szerszego pola badawczego i wyższej rangi intelektualnej, co było zawsze przedmiotem troski tow. Stalina. Tak przykrojony marksizm "jest teorią naukową, przy czym naukowość ta nie polega na pretensjach do wyzwolenia się z wszelkich iluzji 'ideologicznych' i dostarczania nieuchronnie prawdziwych recept politycznych (jak głosił stalinowski i post-stalinowski marksizm-leninizm), lecz raczej na statusie poznawczym teorii marksistowskiej." (s. 4)
Jak widać, w odróżnieniu od stalinowskiej wykładni marksizmu, "marksizm XXI wieku" wyzbył się pretensji do jedynej słuszności ideologicznej, a przy okazji pretensji do niezweryfikowanej w oparciu o kryteria nauki obiektywnej słuszności własnych, stronniczych tez.
Ponieważ nie wszystkie działania wchodzą w pole zainteresowania "bezstronnej nauki", w wyniku tak sformułowanej definicji naukowego marksizmu, praktyka polityczna nie podlega kryteriom naukowości. Nieuchronnie staje się więc wypadkową czynników przypadkowych, nie podlegających obiektywnej ocenie. Następuje przegięcie w drugą stronę.
Status naukowy teorii marksistowskiej pozostawał oczkiem w głowie już ortodoksji II Międzynarodówki. Już wówczas zakwestionowano sensowność reprezentowania partykularnego interesu wąsko rozumianej klasy robotniczej. Krytyka teorii wartości opartej na pracy jako nie spełniającej wymogów naukowości była zasadniczym wyłomem w naukowym statusie marksizmu i jej odrzucenie zapoczątkowało rewizjonizm, którego efektem po kilku dekadach była całkowita rezygnacja z marksizmu.
Adherenci marksizmu, dla których ucieczka w naukę nie była li tylko sposobem na honorowe wycofanie się ze ślepego zaułka historii, również przykładali dużą wagę do naukowości systemu. Uznali oni, że wartościowa w marksizmie była metoda, w przeciwieństwie do zbioru tez, tracących ważność wraz z przemijaniem ich konkretnego kontekstu historycznego. Poza jednak sformułowaniem kilku metodologicznych systemów interpretacyjnych zaklasyfikowanych jako nieodzownie stalinowskie, nie zdołano wypracować kanonu naukowości marksizmu, który nie byłby wtórny wobec tzw. nauki burżuazyjnej, a co dopiero stanowił jej alternatywę, do czego dążył stalinizm.
Zamiast tego, pozytywem przyjęcia marksizmu na salony naukowe jest to, że może on stać się "głosem ofiar systemu wyzysku w sferze nauk społecznych", bowiem "marksiści nie pozwalają, aby wymiar negatywności zawarty w kapitalistycznych formułach o 'liberalizacji', 'wolnym rynku', 'elastyczności pracowników', 'wolności konsumenckiej' itd. został zagłuszony przez ideologów i teoretyków panującego systemu." (s. 4)
Marksiści pełnią więc funkcje dyżurnych krytyków, czegoś w rodzaju błazna na dworze królewskim, którego rolą było zwracanie uwagi na nabrzmiałe problemy, których owładnięty samozadowoleniem król i jego dworzanie nie potrafili dostrzec. Ta funkcja taktownego doradcy w sprawach ogólnoludzkiej wagi idzie w parze z odrzuceniem roli "nauczycieli mas". Wolą, jak widać, doradzać elitom. Oczywiście, uzasadnieniem jest argument o niechęci do autorytarnej indoktrynacji. I dlatego właśnie "marksiści XXI wieku" "nie zamierzają powielać skompromitowanego roszczenia marksistowskich intelektualistów/polityków do formowania mas (jako ci, którzy rzekomo znają mechanizm i sens rozwoju ludzkiej historii)". W zamian proponują zasadę spontaniczności rewolucyjnej, zastrzegając sobie jednak, że "teoria form wyzysku i funkcjonowania kapitału może być rozwijana przede wszystkim przez ludzi systematycznie zajmujących się pracą intelektualną" (s. 4/5).
Trudno obronić w tej sytuacji postulat istnienia osobnej organizacji klasowej, skoro do wniosków rewolucyjnych ma prowadzić bezstronna nauka, zaś dyrektywy polityczne nie odróżniają się od ustaleń badań naukowych. I tak faktycznie jest w praktyce "szerokich ruchów masowych".
Czy osobna kasta rewolucyjnych intelektualistów ma się zajmować tłumaczeniem owych wniosków naukowych na język dostępny szerokim masom? Również tu wystarczy dobry dydaktyk, a niekoniecznie człowiek z intelektualnym marksistowskim zapleczem.
Tym bardziej, że odwołując się do "ludzkości", której problemy ma rozwiązywać marksizm i konkurować w tym dziele ze specjalistami szczegółowych dziedzin nauki, "marksizm XXI wieku" odrzuca w praktyce wszelką specyfikę teorii marksistowskiej. Ten ruch jest możliwy ze względu na fakt, iż odrzucają oni również wyróżnioną rolę klasy robotniczej: "(...) nikt dzisiaj nie utożsamia klasy robotniczej z jej wielkoprzemysłowymi sektorami, i gros badaczy zalicza do niej większość pracowników najemnych (bez najwyższych warstw tej kategorii), zaś walka klasowa pracowników jest postrzegana w kontekście połączenia oporu różnych specyficznych grup uciskanych i wyzyskiwanych w ramach akumulacji kapitału." (s. 6)
Problem w tym, że "awangarda" owej "klasy pracowniczej", czyli intelektualiści, intensywnie walczy o pozostanie na garnuszku państwowym, podczas gdy dla robotników nie widzi przeszkód w poddaniu ich własności prywatnej. Żadna poważna teoria naukowa (poza marksizmem) nie uzasadnia tezy o racjonalności ekonomicznej gospodarki zdolnej konkurować z wolnorynkową, opartej na zasadzie rotacji zajęć. Problem własności, o którym nie wspominają redaktorzy "Dalej!", jest wszakże uważany za wtórny wobec walki klasowej, w której intelektualiści wykazują się w momentach kryzysu nader sporym radykalizmem charakterystycznym dla drobnomieszczaństwa.
Tymczasem w świetle teorii marksistowskiej, postawa intelektualistów daje się obiektywnie wytłumaczyć faktem, że dochody swoje czerpią oni (w swojej masie) z wartości dodatkowej, której nie mają okazji przejąć na wiele innych sposobów, jak tylko poprzez redystrybucję dochodów przez państwo.
W efekcie marksizm staje się indywidualistyczną predyspozycją badacza, który, aby zyskać na obiektywizmie musi swoje "marksistowskie" wnioski przedstawiać w sposób możliwy do przyjęcia przez szeroki ogół, czyli - jako banał. Najczęściej też marksiści nie mają do powiedzenia nic więcej poza garścią banałów uzasadniając opinię, że marksizm jako metoda jest nader prymitywny. Radykalizm zapożyczają więc "marksiści XXI wieku" najczęściej od warstw drobnomieszczańskich.
Nie, nie uciekam od odpowiedzi na zadane przez Ciebie pytanie. Radykalna lewica i anarchiści nie tkwią w maraźmie. Oni walczą o przetrwanie i walcząc propagują pewne idee do społeczeństwa. Każdy dzień, w którym działają jest wyrwaniem systemowi monopolu na pseudoprawdę.
> Jeżeli Ty zdajesz sobie sprawę że nigdy "prawdziwa lewica" nie odniesie sukcesu ...
Po I Kryzysie Światowym społeczeństwa się zmieniły. W USA, gdzie wdrożono program naprawy, nastąpiło ożywienie gospodarcze a kraj rozwijał się przez dziesięciolecia. W Europie żadnych zmian nie przeprowadzono. Zradykalizowało to społeczeństwa, szczególnie w Niemczech. A skutkiem była II Wojna Światowa.
Dziś mamy początek II Kryzysu Światowego. Jeśli uda mi się cokolwiek naprawić system, zrobić tu i teraz coś dobrego to też będę szczęśliwy. Przyznaję, interesuje mnie dobro konkretnych ludzi a nie idea.
> ... a wielu z tzw. anarchistów nie widzi swego miejsca po lewej stroni, utrzymując że kłują ich w oczy czerwone sztandary i inne symbole robotniczego wysiłku
Tak, wielu nie widzi. Ale wielu też widzi praktyczny sens wspólnej demonstracji przeciwko rządowi i Lewiatanowi. Przed pochodem miałem szczerą nadzieję na radykalne ocieplenie w stosunkach pomiędzy lewicą a anarchistami. Dziś jestem mniejszym optymistą. Ale nadal jestem optymistą.
Trudno byc optymistą po numerze jaki wyciął w tym roku ikon i denuncjacji anarchistów jako chuliganów jakiej dokonał w "Dzienniku" przedstawiciel KPP ( oto dowód: http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article371288/Anarchisci_pala_kukle_Bochniarz.html )
Józef Łachut miał okazję przekonać się, że agitacja nie była zbyt agresywna. Może sam za rok podejdzie z zapalniczką?
Obie strony wewnętrznej (wewnątrz pochodu) nieufności muszą się uczyć. Anarchiści muszą reagować ze spokojem na sierp i młot a komuniści muszą uczyć się ulicznej demokracji. Komuniści w Polsce to ciągle jeszcze w dużej mierze byli członkowie PZPR, którzy nawykli metod działania partii władzy. Ale rośnie już nowe pokolenie komunistów, którzy czerpią inspirację do działań ulicznych od anarchistów nie rezygnując z pogłębionej analizy teoretycznej.
Wybacz , ale dla mnie sierp i młot to nie są zwykłe narzedzia rolnicze ale symbole jednego z najokrutniejszych reżimów w historii.
Mam pewien szacunek do niektorych odłamów marksizmu, uważam ze niektóre apsekty teorii marksistowskiej za niezbędne dla zrozumienia i walki z kapitalizem, ale to nie znaczy że ze spokojem przyjmuje jak ktoś wymachuje flagą ZSRR.
Może najwyższy czas aby komuniści przestali fetyszyzować akurat ten symbol i dali sobie z nim spokój.
o wypraszam sobie!!!! Sam jestes symbol... ja jestem ludź!
Podobał nam się wiec Kancelarii Społecznej. Nasze szczere gratulacje. 350 osób to wciąż jednak zaledwie 1/4 pochodu OPZZ i socjaldemokracji. Relacje zmieniły się tylko dlatego, że przerzedziły się szeregi konkurencji. W "ideowej lewicy" ideowo przytłaczającą przewagę ma radykalne drobnomieszczaństwo. Klasowej i rewolucyjnej lewicy w tradycyjnym, nie nowolewicowym, marksowskim znaczeniu tego słowa w zasadzie nie ma. To nasza wina, to nasza wielka wina. Redakcja "Dalej!" programowo i ideowo ostatecznie podporządkowała się właśnie drobnomieszczaństwu. Dyżurny robotnik Nurtu Lewicy Rewolucyjnej wraz ze swoim psem kolportował nawet przełomowy 42 numer "Dalej!". Psu możemy wybaczyć, również kotom na czerwono-czarnych sztandarach syndykalistów. Ci przynajmniej są sobą i budują swój bojowy związek zawodowy - "Inicjatywę Pracowniczą".
Nowa radykalna lewica obrała wreszcie drzewo z liści - razem z nią ponownie szli komuniści z niesamodzielnej pod każdym względem Karykatury Komunistycznej Partii Polski, którym wciąż najbliższe są biurokracje z "państw proletariuszy" (KRLD, CHRL, Wietnamu i Kuby).
Tym razem nie zabrakło ortodoksyjnych trockistów, którzy rok temu w maju odbudowali w zaświatach Spartakusowską Grupę Polski, 1 Maja kolportowali oni stare numery "Platformy Spartakusowskiej". Ilość kolporterów zmniejszyła się trzykrotnie. Sukces w zaświatach jest dobrze udokumentowany. Na Ziemię wrócili działacze Grupy na rzecz Partii Robotniczej, którzy jeszcze niedawno bawili się w "nowy KOR" i budowę partii robotniczej na gruncie "Sierpnia 80" i PPP. Lansowany przez Zbigniewa Marcina Kowalewskiego "rewolucyjny nacjonalizm" UPA i PPP okazał się jednak z gruntu niesocjalistyczny i niekomunistyczny. PPP rozpuszcza się w żywiole i radykalizmie drobnomieszczańskim pod egidą IV Międzynarodówki. Warto jednak powalczyć z tą partią i tą Międzynarodówką o robotników i związek zawodowy.
42 numer pisma socjalistycznego Dalej! można pobrać na www.pismodalej.pl
A gdzie się podziała "gwiazdka" kasia matuszewska? czyżby jej "radykalny" pogląd się zmienił?
to hasło wywołuje u mnie atak śmiechu. przez łzy. co za demagogia. co za bzdura. co za kompletny brak gustu i pomyślunku. co za siermiężny populizm.
Ale duża część anarchistów uważa się za rad.lewice,problem ze są szachowani przez tzw. prawdziwki anarcholskie,subkulturowców itd,chyba czas aby LA,WRS,ZSP,OZZ IP zastanowiła się czy warto z praw dziwkami iść i dokąd