Kryzys lewicy? Nic z tych rzeczy
2014-11-30 21:29:02
Wszystkie tezy mówiące o kryzysie lewicy są błędne. Słabnące poparcie dla lewicowych formacji, w tym głównie SLD, w wyborach ogólnopolskich w ostatniej dekadzie, nie jest oznaką kryzysu lewicy, lecz wynika ono z konieczności zmiany określania i definiowania priorytetów. Po latach wielkiej smuty lewica wraca do korzeni, innego wyjścia nie ma, jeśli chce przetrwać.


SLD – największa lewicowa, czy jak kto woli centrolewicowa partia w Polsce, od czterech lat nie potrafi w skali kraju zdobyć dwucyfrowego wyniku poparcia, mimo że w tym czasie odbyły się wybory parlamentarne, eurowybory i wybory samorządowe. Taki rozwój sytuacji nie napawa optymizmem i wcale nie jest korzystny dla konkurencji politycznej z prawej strony, bowiem zachwiana została naturalna równowaga między lewicą a prawicą. Rywalizacja między konkurencyjnymi partiami, kandydatami jest warunkiem stabilizacji, równowagi i prawidłowego rozwoju demokracji. Aby zatrzymać negatywny trend spadku poparcia dla lewicy, należy zaakceptować konieczność zmian w definiowaniu i określaniu priorytetów. Formacje socjaldemokratyczne, socjalliberalne w Europie Zachodniej tracą na znaczeniu – w Niemczech SPD nie potrafi wygrać wyborów od czasu odejścia Gerharda Schroedera, a to już prawie dekada. Tymczasem DIE LINKE – partia, która sytuuje się na lewo od SPD, jeszcze kilka lat temu to był kompletny margines polityczny, a dziś w niektórych regionach Niemiec plasuje się na drugim miejscu w sondażach, dystansując byłą formację Schroedera. W Grecji PASOK – formacja socjaldemokratyczna, kiedyś jedna z dwóch głównych partii, obok prawicowej Nowej Demokracji, na stałe została zdystansowana przez Radykalną Lewicę (SYRIZA). W Hiszpanii, trwająca od czasów upadku rządów generała Francisco Franco, dominacja dwóch partii – PSOE (socjaliści) i Partii Ludowej (liberalni konserwatyści) niebawem może zostać przerwana przez powstałą w styczniu 2014 roku formację – PODEMOS. Czy w takiej sytuacji można mówić o kryzysie poparcia dla lewicy? W mojej ocenie nie ma ku temu żadnych merytorycznych podstaw. Prawdziwy kryzys przechodzi socjaldemokracja, która po upadku ZSRR, w krajach Europy Zachodniej nie potrafi się odnaleźć. O ile przed 1989 rokiem partie socjaldemokratyczne głosiły lewicowe hasła i postulaty, o tyle upadek „żelaznej kurtyny”, sprawił, że lewica płynąca w głównym nurcie polityki zaczęła przesuwać się ku centrum, a kompromisy z wielkim kapitałem były coraz bardziej „zgniłe”, budząc coraz większy niesmak. Dowodem potwierdzającym tę tezę były idee głoszone przez Francisa Fukuyamę, który ogłosił przecież „koniec historii” - zwycięstwo liberalnej demokracji, a tym samym zakończenie sporu lewica – prawica, na polu polityki gospodarczej. Kryzys gospodarczy zapoczątkowany w 2008 roku zrodził ideę „ruchu oburzonych”, ale szybko została ona określona jako populistyczna, demagogiczna i nierealna. Idea ta, poza hiszpańskim PODEMOS nie przerodziła się w zorganizowany ruch polityczny, ale dziś już widać, że jej wpływ nie został właściwie oceniony i doceniony. Zachodnioeuropejska lewica weszła w etap zmian, który trudno będzie zatrzymać. Kryzys dawnej socjaldemokracji jest permanentny i nie odnosi się do jednego kraju, czy też regionu. Zmiany przywódców, politycznych liderów nie przynoszą i nie będą przynosić oczekiwanych zmian, takich jak wzrost poparcia i zaufania społecznego, bowiem kryzys ten nie wynika z braku przywództwa, lecz wartości i idei lewicowych. W Polsce dodatkowo na jego pogłębienie nakłada się mała cyrkulacja elit politycznych. Lewica w naszym kraju, tak jak w wielu europejskich krajach, musi na nowo zdefiniować swoje priorytety, a przykład rosnącego poparcia dla DIE LINKE, SYRIZA czy PODEMOS, wskazuje że lekiem na słabnące poparcie jest powrót do tradycyjnych wartości. W tym sensie rację miał nieżyjący już wybitny angielski historyk Tony Judt, który głosił, że współczesny przedstawiciel lewicy musi być konserwatystą. Dzisiejsze tezy i hasła głoszone przez liderów SYRIZY, DIE LINKE czy PODEMOS nie są wcale bardziej radykalne niż te, które nosili na sztandarach socjaldemokraci w latach 60 i 70 – tych ubiegłego stulecia. Tylko powrót do tradycyjnych wartości lewicy może uratować ją przed całkowitą marginalizacją i zejściem ze sceny politycznej. Doskonale rozumieją to przedstawiciele „radykalnej lewicy” spod znaku SYRIZY, DIE LINKE, czy PODEMOS, którzy poruszają się po tym samym torze co liderzy skostniałych i podupadających formacji socjaldemokratycznych, tyle że zmierzają w przeciwnym kierunku. W przypadku pierwszym jest to pięcie się góry, a w drugim zaś – zjazd w dół.


Lewica w kryzysie? Nic takiego nie ma miejsca. Lewica nie jest w odwrocie. Właściwie to jest w natarciu, w jakim od lat nie była. W ideologicznej ofensywie. Lewica, po latach smuty wstaje z kolan. Znowu wraca faktyczny spór o kwestie fundamentalne, o rzeczy naprawdę ważne dla elektoratu lewicy. To fakt, zmiany są konieczne. Musimy odtworzyć, odświeżyć sobie postulaty, hasła i argumenty, które przynajmniej od dwóch dekad nie są główną osią sporu, konfliktu politycznego. Musimy wrócić do korzeni. Lewica od lat nie była tak silna jak dziś, od dawna nie byliśmy w tak dobrej sytuacji jak obecnie. Podstawowym warunkiem odbudowy nie są zmiany personalne, wymiana liderów i przywódców, jeśli nie niosą one ze sobą zmiany priorytetów w polityce. W ostatnich latach SLD zmieniało ich nader często, a skutki tych zmian rzadko pokrywały się z oczekiwaniami. Tylko silna ideowo lewica ma szansę na zdobycie poparcia pozwalającego marzyć o wygrywaniu wyborów. Doświadczenia zachodnioeuropejskiej, establishmentowej i płynącej w głównym nurcie, lewicy nie pozostawiają złudzeń w tym temacie – jej rola na scenie politycznej maleje i maleć będzie. Jej czas powoli mija. Dla zachowania równowagi sceny politycznej lewica powinna być alternatywą dla prawicy. Zatoczyliśmy koło i wracamy do czasów, kiedy faktycznie tak było. Z której strony by nie patrzeć i oceniać tę sytuację, jest to bardzo dobra wiadomość.



Krzysztof Derebecki



poprzedninastępny komentarze