W żadnym z najbardziej popularnych mediów relacjom pierwszomajowym nie towarzyszyło nawiązanie do tradycji oraz istoty tego święta. Z jego okazji aż prosiło się o informację dotyczącą współczesnych problemów świata pracy, czy sytuacji zatrudnionych w różnych zawodach. Tymczasem nawet gdyby media chciały zagłębić się w tematykę na przykład wymuszonego samozatrudnienia czy niewypłacania pensji na czas, to i tak nie mogłyby tego zrobić, bo „poważne” ośrodki badawcze nie dysponują nawet wiarygodnymi danymi na temat takich „błahostek”, ponieważ najważniejsze jest dla nich badanie comiesięcznych notowań kilku głównych partii politycznych. Znamienny jest fakt, że w programach telewizyjnych coraz więcej miejsca zajmują serwisy giełdowe oraz informacje o tym, że Euro podrożało lub potaniało o pół grosza, próżno tymczasem szukać na przykład programów z poradami prawnymi dla zatrudnionych. Widać, że nawet telewizja publiczna utrzymywana z abonamentu wszystkich obywateli skupia się na interesach wąskiej elity mającej dość funduszy, aby grać na giełdzie, a jednocześnie ignoruje ogromną większość.
Przy okazji 1 maja kolejnym ogromnym zaniedbaniem czy raczej celową manipulacją był brak przedstawienia historii święta. W efekcie większość społeczeństwa nie ma pojęcia, że nie wymyślili go wcale PRL-owscy biurokraci, aby społeczeństwo mogło pokazać swoje poparcie dla nich. Tymczasem prawie wszystkie media nastawiły się właśnie na wzmocnienie takiego postrzegania 1 maja. Panowała w nich zadziwiająca zgodność. Zarówno programy telewizji publicznej, jak i stacji prywatnych nie wspominały nawet o wydarzeniach, które miały miejsce w Chicago w roku 1886. Na zapomnienie zostały skazane także wypadki z roku 1905, kiedy to klasa pracująca przy okazji pierwszego maja toczyła walkę zarówno z wyzyskiwaczami, jak i zaborcami. Ataki policji na robotników w czasach II Rzeczypospolitej też mają zostać wymazane z historii, ponieważ według oficjalnej propagandy w dwudziestoleciu międzywojennym Polska była krajem wolnym, demokratycznym oraz mlekiem i miodem płynącym. We wszystkich relacjach telewizyjnych pojawiły się natomiast liczne odniesienia do tego, jak 1 maja świętowano w PRL-u. Dzień ten połączono z postaciami Gierka czy Gomułki. Prawdopodobnie tylko chęci zachowania pozorów obiektywizmu dziennikarskiego zawdzięczamy fakt, że żadna ze stacji nie odważyła się przy tej okazji pokazać Stalina. Tego, że 1 maja to święto sentymentu za PRL-em miały dowodzić również skrupulatnie dobrane i przycięte wypowiedzi uczestników pochodów. Wybrano oczywiście niemal wyłącznie osoby starsze, bo młodzież przecież nie jest wyzyskiwana i ani jej w głowie uważać się za jakąś klasę pracującą. Z wypowiedzi wyemitowano przede wszystkim wspominki o dawnych czasach, pomimo że często widać było, że stanowiły one jedynie niewielką część dłuszego wystąpienia. Tylko w jednej relacji wyemitowano wypowiedź o przedwojennych obchodach oraz walce o prawa robotników. Co to za walka i z kim - tego widzowie już nie zdołali się jednak dowiedzieć, mieli bowiem dojść do wniosku, że starszy człowiek najwyraźniej coś sobie uroił. Monopol na walkę o prawa robotników w przeszłości mają bowiem solidarnościowe elity, które obecnie bawią się w polityczne gierki oraz biznes, a lewica nie wniosła w nią przecież absolutnie nic.
Wszystkie te manipulacje i przekłamania nie wywołały praktycznie żadnej relacji głównych ugrupowań uważających się za lewicowe, ich politycy zostali przecież pokazani, a przede wszystkim to się liczy. Większość relacji w mediach publicznych w ogóle zignorowało to, co działo się poza wystąpieniami przedstawicieli elity politycznej i absurdalnym happeningiem kilku przedstawicieli prawicowej Naszości w Poznaniu, którym najwyraźniej chodziło o to samo, co politykom, czyli wypromowanie się. W TVN24 natomiast wprawdzie pokazano pochód warszawskiej radykalnej, ale skwitowano go kilkunastosekundową relacją.
Możemy sobie tylko wyobrazić, co by było, gdyby którakolwiek z telewizji wyemitowała na przykład materiały archiwalne ze spotkań włoskiego czy hiszpańskiego kleru z faszystami oraz podała, że święta kościelne są oznaką tęsknoty za sojuszem kościoła i faszyzmu. Prawica rozpętałaby wówczas prawdziwą burzę, domagając się co najmniej zwolnienia odpowiedzialnych za relacje dziennikarzy.
Tymczasem SLD, SdPL, OPZZ i mniejsze ugrupowania, które przyłączyły się do ich pochodów pierwszomajowych, zupełnie zignorowały problem. W Warszawie demonstracja organizowana przez OPZZ i SLD była wręcz potwierdzeniem prawicowej propagandy. Sztywny pochód partyjny przeszedł pod Sejm, co było wyraźną deklaracją, że demonstracja służy celom polityczno-wyborczym. Problemy świata pracy zostały zepchnięte na drugi plan i skwitowane kilkoma sloganami, tonąc w powodzi walki o „demokrację” przeciwko ”kaczyzmowi”. Stwierdzenie o walce o prawa pracownicze i prawdziwie ośmiogodzinny dzień pracy w ustach Wojciecha Olejniczaka brzmiało natomiast raczej śmiesznie. Ten sam polityk wielokrotnie w różnych wywiadach dawał do zrozumienia, że jest otwarty na porozumienie z Demokratami.pl, a w wywiadzie udzielonym 28 kwietnia 2006 „Pulsowi Biznesu” stwierdził kategorycznie, że przy okazji wyborów samorządowych zostanie nawiązana współpraca SLD z tym ugrupowaniem. Dla przypomnienia, to właśnie Demokraci.pl popierali w ostatnich wyborach prezydenckich kandydaturę przedstawicielki lobby pracodawców, Henryki Bochniarz, będącej przeciwniczką pensji minimalnych czy prawa pracy, a także broniącej neoliberalnych reform Leszka Balcerowicza.
Przedstawiciele OPZZ dla podkreślenia, że są bardziej radykalni od swoich partyjnych kolegów i walczą o interesy ludzi pracy podczas pochodu rozdawali natomiast biuletyny, w których wiceprzewodniczący związku - Jan Kisieliński - chwali się tym, że udało mu się ograniczyć rolę rad pracowników, które mają niedługo zostać wprowadzone, i przez to zachować monopol największych central związkowych. Trudno o lepszy pokaz dwulicowości polityków uważających się za lewicowych.
SLD i SdPL, jakby dla podkreślenia swojej otwartości, nie chciały przy okazji 1 maja prezentować się jako ugrupowania broniące klasy pracującej. Po pierwsze dlatego, że nie wierzą w podziały klasowe i chcą być uznawane za ugrupowania „odpowiedzialne”, dalekie od „populizmu” - w dzisiejszej propagandzie będącego synonimem między innymi bezkompromisowej obrony klasy pracującej. Po drugie, w ramach „postępowości” doszły do wniosku, że bardziej medialne jest promowanie drugiej rocznicy wejścia Polski do Unii Europejskiej. W Warszawie po pochodzie SLD, SdPL i OPZZ odbył się Piknik Europejski, na którym elementy lewicowe, czy w ogóle nawiązania do święta ludzi pracy można uznać za niewielki dodatek.
Gdy dodać do tego fakt, że radykalna lewica zorganizowała swoje demonstracje jedynie w kilku miastach i też raczej nie potrafiła wyjść poza coroczną rutynę, wyłania się bardzo smutny obraz pierwszego maja. To, że prawicowe media przeinaczą jego znaczenie, było pewne od samego początku. Zastanawia fakt, że tak mało osób stara się walczyć z manipulacjami, a coraz bardziej powszechne jest promowanie zamienienia święta ludzi pracy na święto Unii Europejskiej. Czerwony oraz czerwono-czarny sztandar – symbole walki pracowniczej, propagandyści - przy sporym udziale polityków tak zwanej lewicy - starają się zastąpić niebieskim - unijnym. Tyle tylko, że w Unii Polska pełni właśnie funkcję antypracowniczą, promuje liberalizację ekonomiczną i rozmontowywanie prawa pracy pod pretekstem dania szansy Polakom, którzy są często gotowi pracować na półniewolniczych warunkach. Pierwszomajowe święto UE może więc być co najwyżej świętem europarlamentarzystów i biurokratów, którzy na integracji zyskali najwięcej.
Piotr Ciszewski
Artykuł - w okrojonej wersji - ukazał się w "Impulsie" - dodatku do dziennika "Trybuna".