Odwiedzający tegoroczną konferencję Kongresu Związków Zawodowych - TUC, premier Tony Blair, nie spodziewał się zapewne ciepłego przyjęcia. I miał rację. Delegaci związkowi z całego kraju, zgromadzeni w sali Brighton Centre nie pozostawili cienia wątpliwości co do tego, że na rządową politykę prywatyzacji, ataków na prawa związkowe, politykę wojen - nie ma robotniczej zgody. Związkowcy przywitali Blaira wzniesionymi plakatami z napisem "Czas odejść" i antywojennymi z napisem "Troops out". Gdy Blair rozpoczął swoje wystąpienie, znaczna część delegatów wyszła z sali. Związkowcy zdecydowali się na opuszczenie sali, żeby pokazać, że oni i ruch związkowy czują się zdradzeni przez Blaira i jego rząd. Inni, którzy pozostali na sali, zakłócili jego wystąpienie, gdy zaczął mówić o "obronie demokracji" w Iraku i Afganistanie. Wielu ubranych było w koszulki z napisami o treści antywojennej. Argumentacja Blaira na rzecz kontynuowania okupacji nie znalazła żadnego zrozumienia wśród zebranych lecz jedynie rozdrażniła wielu związkowców. Mało kto oklaskiwał jego wystąpienie, gdy ten schodził z mównicy.
Po zakończeniu pełnego pustosłowia i banałów wystąpienia, Blair został zmuszony do odpowiedzenia na pytania interesujące związkowców takie jak prywatyzacja czy prawa związkowe. Był przestraszony i jąkał się. Jego odpowiedź nie zyskała wśród delegatów najmniejszego aplauzu. Jedynie jeden z liderów TUC, Brendan Barber, jak przystało na biurokratę ze związkowej "góry", zaapelował o uspokojenie debaty i wysunął nawet propozycję pozdrowienia premiera owacją na stojąco. Bez skutku.
Działacze związkowi jeden po drugim krytykowali rząd. Ile razy któryś z nich skrytykował agresję na Afganistan i Irak, sala odpowiadała oklaskami. Podobnie w przypadku rządowej polityki prywatyzacji. Szczególnym entuzjazmem przywitali delegaci wystąpienie Dave�a Prentisa, sekretarza generalnego związku zawodowego pracowników sektora publicznego UNISON, który poinformował, że członkowie tego związku przegłosowali decyzję o strajku w sektorze służby zdrowia. Pokazuje to jak bojowe są nastroje wśród klasy robotniczej i w związkach zawodowych. Delegaci zdecydowali, że będą zwalczać rządowe próby podniesienia wieku emerytalnego. "To groteskowe, że ludzie pracy muszą pracować do czasu aż ukończą 68 albo 70 lat" - zauważył jeden z delegatów ze związku zawodowego T&G. Zwrócono także uwagę na konieczność wprowadzenia systemu emerytur umożliwiającego normalne życie. Jeden z delegatów przypomniał, że obecnie emerytura wynosi równowartość 2 funtów i 10 pensów na godzinę przy czterdziestogodzinnym tygodniu pracy. Przypomnijmy, że krajowa płaca minimalna wynosi 5 funtów i 5 pensów za godzinę, co jest również sumą bardzo skromną. Wśród delegatów panowała zgoda co do tego, że ludzie pracy nie mogą czekać do 2012 roku na podwyżkę emerytur, jak chce rząd.
Związkowcy wobec Partii Pracy
Jednym z tematów, który zdominował konferencję był kryzys w Partii Pracy. Liczba członków partii według niektórych szacunków spadła w ciągu ery Blaira o połowę. Do tego dochodzi fakt, że z wyborów na wybory partia traci poparcie a prognozy na kolejne wybory, w Walii i Szkocji wieszczą klęskę. Wśród niektórych związkowców pojawiają się głosy o tym, że jeśli Partia Pracy nie jest w stanie reprezentować interesów związkowych, trzeba będzie się zwrócić w kierunku Torysów, tradycyjnych wrogów świata pracy i związków zawodowych. Takie nastroje, jakkolwiek odosobnione jeszcze, pokazują jak bardzo w oczach związkowców zdegenerowała się największa partia robotnicza na wyspach.
Wielu dotychczasowych zwolenników Partii Pracy nie poszło w ostatnich wyborach do urn albo przerzuciło swój głos na pozujących na "prawdziwą lewicę" Liberalnych Demokratów. Niemal wszędzie gdzie pojawi się Blair, spotykają go protesty ruchu antywojennego i krytyka za politykę rządu. Komitety antywojenne powstają spontanicznie we wszystkich miastach, w zakładach pracy, na uniwersytetach i w szkołach. Uczniowie jednej ze szkół w północno zachodnim Londynie przywitali odwiedzającego ostatnio ich szkołę premiera przygotowanymi przez szkolną grupę antywojenną plakatami z napisem "Czas odejść" i pomimo starań dyrekcji, żeby uciszyć protest, skutecznie zakłócili spotkanie z premierem. Kryzys w partii sięga zenitu. W proteście przeciwko pozostawaniu Blaira na stanowisku, rząd opuściło ośmiu jego członków. Mówi się o tym, że partia jest zdegenerowana i nieposłuszna.
Wielu liderów związkowych pokłada swoje nadzieje w Gordonie Brownie jako następcy Blaira na stanowisku przewodniczącego partii. Niestety, są to raczej nadzieje płonne. Jest niemal pewne, że Brown na stanowisku premiera będzie kontynuował politykę blairyzmu. Jest on bowiem jednym z architektów New Labour. Takiego zdania jest między innymi poseł do brytyjskiego parlamentu George Galloway, lider socjalistycznej partii Respect. Galloway zachęca związkowe doły w Partii Pracy do popierania innego kandydata do przewodzenia Partii Pracy, lewicowego posła Johna McDonnella i uważa go za najlepszą alternatywę dla obecnego kursu kierownictwa Partii Pracy. Taką opinię podzielają szerokie doły związkowe. Podczas konferencji TUC w Brighton, przeprowadzono ankietę z pytaniem, który z działaczy Partii Pracy najlepiej nadawał by się na jej lidera. 59 procent wsparło McDonnella, przy 10 procentach na rzecz Gordona Browna i 8 dla Alana Johnsona.
McDonnell organizował kampanię przeciwko prywatyzacji służb publicznych na początku tego roku, sprzeciwiał się imperialistycznym wojnom w których uczestniczy Wielka Brytania, stawał w obronie praw związkowych i swobód obywatelskich atakowanych przez rząd. W odróżnieniu od innych przywódców New Labour, McDonnell opowiadał się za polityką pokoju i sprawiedliwości społecznej, przywróceniem godziwych emerytur i likwidacją opłat dla studentów. Sloganem politycznym McDonnella jest "Inny świat jest możliwy". W czasie inauguracji swojej kampanii w Manchesterze McDonnell powiedział: "Nie po to ciężko pracowałem przez 18 lat, żeby teraz mieć rząd Partii Pracy, który sprywatyzował więcej miejsc pracy przez dziewięć lat niż Torysi przez dwadzieścia. Potrzebujemy zasad, nie osobistości". Podczas konferencji w Brighton, McDonnell powiedział: "Powiedziałem Tony`emu Blairowi, że nie chcę gładkiego przejścia władzy od Blaira do Browna. Chcę walki, więc możemy przeprowadzić debatę o tym, dokąd idzie partia".
Lewica antykapitalistyczna wobec kryzysu w Partii Pracy
Z punktu widzenia lewicy antykapitalistycznej, wyrażanego między innymi przez brytyjski tygodnik Socialist Worker, wątpliwe się wydaje aby Partia Pracy pod jakimkolwiek kierownictwem przeszła na pozycje antykapitalistyczne i wyrwała się z tradycji reformizmu. To co jest istotne w ewentualnym zwycięstwie McDonnella, to ostateczne pogrzebanie neoliberalnej linii blairyzmu i odseparowanie jej od brytyjskiego ruchu robotniczego, którego głownym składnikiem - czy tego chcemy czy nie - jest Partia Pracy. Zdaniem George`a Gallowaya, zwycięstwo McDonnella w partyjnych wyborach pomoże ruchowi antywojennemu i lewicy ostatecznie zwalczyć politykę blairyzmu a nie tylko zmusić do odejścia Blaira, który jest jedynie jej symbolem. Nikt jednak nie spodziewa się, że jego zwycięstwo zasadniczo zmieni kurs Partii Pracy czy polityki państwa pod kierownictwem labourzystów.
Istnieje na szczęście lewicowa alternatywa dla Partii Pracy w Anglii. Jest nią partia Respect, która jest bardzo szybko rozwijającą się partią/ruchem i odgrywa coraz większe znaczenie, także na niwie wyborczej. Zdobywa coraz większe poparcie związkowców, odgrywa kluczową rolę w masowym ruchu antywojennym. Wielu czołowych działaczy związkowych nie tylko ją popiera ale wstąpiło do niej i ją rozwija. Partia ta, w polu zainteresowania której znalazły się najbardziej dotknięte systemem grupy klasy robotniczej, takie jak imigranci, w tym szczególnie muzułmanie, stała się dla wielu orężem w walce o własne prawa. Partia zdobywa poparcie w najbiedniejszych częściach Anglii, w niektórych okręgach wyborczych tradycyjnie zdominowanych przez Partię Pracy stała się główną siłą opozycyjną.
Respect poprzez zaangażowanie swoich działaczy w sprawy zwykłych ludzi, pokazuje, że lewica jeszcze istnieje, że walczy, że ma perspektywę lepszego świata. W listopadzie odbędzie się konferencja Respectu dotycząca związków zawodowych, w której wezmą udział najlepsi angielscy działacze związkowi. Pozostaje mieć nadzieję, że społeczne rozgoryczenie blairyzmem znajdzie wyraz we wsparciu prawdziwej lewicy i lewicowi związkowcy będą z partią Respect odbudowywać najlepsze tradycje brytyjskiego ruchu robotniczego.
Bartłomiej Zindulski
Artykuł opochodzi ze strony internetowej "Dalej", pisma Nurtu Lewicy Rewolucyjnej.