Powtórka z rozrywki
2009-06-12 19:36:02
Zza politycznego grobu powrócił Jerzy Hausner, za czasów postkomunistów był on wicepremierem i ministrem finansów. Później zaś, gdy dziejowe trendy się odwróciły, był w Partii Demokratycznej. Aktualnie pracuje on dla platformerskiego rządu, tworząc reformę zarządzania kulturą. Określa się ją mianem radykalnej. Nie, to nie jest wcale początek political-fiction mojego autorstwa. To jest raczej political-non-fiction autorstwa Donalda Tuska i ministra kultury.

Środowa „Gazeta Wyborcza” donosi o planach Hausnera i Platformy. Okazuje się, że po prawie przeprowadzonej prywatyzacji służby zdrowia oraz samych tylko zakusach na szkolnictwo teraz dostanie się kulturze po łapach. Dostanie się, bo już przy samym wywiadzie twórca pomysłu określał instytucje kulturalne, zatem także i ludzi je tworzących, jako oportunistyczne i etatystyczne – nie trudno przewidzieć, więc jak ludzie broniący się przed reformą będą określani. A po łapach, dlatego, że obie z największych partii politycznych, obudowanych mediami, będzie próbowało przeciągnąć ludzi kultury na swoją stronę. Żaden pewnie nie przeciągnie, ale sam wizerunek kultury wśród społeczeństwa może zostać mocno zaburzony.

Po kolei jednak. Jerzy Hausner w swoim planie kulturalnym proponuje, aby rząd wycofał się z dysponowania instytucjami kultury, za wyjątkiem tych najważniejszych, jak Teatr Narodowy. Chciałby także, żeby kultura „wyszła do ludzi”, a w zamian za to wszystko zostaną uwolnione zarobki w kulturze.

Niby wszyscy powinni być zadowoleni, a jednak coś tu nie gra. Cały ten plan po prostu coś przypomina i gdy czyta się wywiad z Jerzym Hausnerem w „Wyborczej”, to ma się poczucie deja vu. Jeżeli ktoś obserwuje działania rządu PO od początku swego istnienia i słucha w mediach jego przedstawicieli, to pierwszym skojarzeniem z tym środowym wywiadem powinny być wcześniejsze wywiady z Ewą Kopacz na temat służby zdrowia.

W 2008 roku przetoczyła się burza nad polską polityką. Plany komercjalizacji szpitali zostały przyjęte przez główne media z zadowoleniem, z większym zaś sceptycyzmem społeczeństwa. Na tych wątpliwościach społecznych próbował pojechać Jarosław Kaczyński. Swojego elektoratu nie powiększył, ale za to udało mu się pogłębić podziały między jego partią, a rządzącą Platformą. Umocnić ich pozycje tak, by nikt już się tam nie mieścił.

Jak w przypadku polskiej służby zdrowia, tak i w przypadku polskiej kultury nie jest za dobrze. Wszystkie poprzednie rządy po upadku komunizmu ws. opieki zdrowotnej przepychały jedynie sprawę dalej, starały się ubrać w nowe ciuchy rozkładające się już ciało, a kwestie kultury skrzętnie olewały (te komunistyczne interesowały się jedynie, czy nie przekazuje ona czasem „niebezpiecznych treści” dla systemu). Kiedy nie ma żadnego lekarstwa, to pojawia się mnóstwo szarlatanów i magików, którzy proponują swoje usługi.

W przypadku służby zdrowia, jak i kultury, jest tak samo. W jednym i drugim przypadku zaproponowano leczenie, które nie rozwiąże problemu, a dodatkowo wytworzy następne.

Czyż przekazanie instytucji kulturalnych w prywatne ręce nie spowoduje, że sztuka większego kalibru całkowicie wypadnie z obiegu? I czy „uwolnienie zarobków” nie będzie oznaczało tego, że jedni będą zarabiać dużo pieniędzy, a drudzy wcale? A co z niezależnością kultury? No i czy urynkowienie tej strefy nie spowoduje, że w Krakowie i Warszawie będziemy mieli kilka teatrów i muzeów, a w mniejszym mieście jedynie supermarkety i kościoły?

Kultura to bardzo ważny obszar życia człowieka, więc w takim przypadku pytań tego typu można zadawać setki, ponieważ tyle samo jest wątpliwości. Jacek Kuroń twierdził, że kultura pomaga odpowiedzieć na pytanie: jak żyć. Ja się pytam, ile osób po reformie będzie tej pomocy pozbawiona?

Najgorsze jest w tym wszystkim to, że odpowiedzi na te pytania nigdy nie zostaną wyartykułowane, bo i samych pytań nikt być może nie postawi. Czeka nas powtórka z rozrywki, w której to zmierzą się ponownie liberałowie z naszą polską wersją Dżihadu. Umocni to podziały na „Polskę solidarną” i „Polskę liberalną”, a i temat na kampanię prezydencką się znajdzie. Prawdopodobnie jedynym teatrem, który zostanie zapewniony obywatelom, będzie ten polityczny. Niskiego poziomu zresztą.

poprzedninastępny komentarze