Ostrowska: Połowiczne zwycięstwo

[2006-07-08 00:45:42]

29 czerwca Ministerstwo Skarbu Państwa ogłosiło decyzję o odstąpieniu od prywatyzacji Centrum Produkcyjnego Pneumatyki Prema S.A. w Kielcach. Nie oznacza to wstrzymania prywatyzacji tego państwowego zakładu, a jedynie wstrzymanie tej decyzji co najmniej na rok.

Resort skarbu podjął 5 czerwca br. decyzję o odstąpieniu od ogłoszonych jeszcze przez poprzedni rząd Marka Belki rokowań w sprawie sprzedaży akcji "Premy", ale na internetowej stronie ministerstwa informację w tej sprawie zamieszczono dopiero 29 czerwca.

Wcześniej przez kilka miesięcy trwały protesty załogi, w większości przeciwnej jakiejkolwiek prywatyzacji zakładu, który został uratowany przed upadkiem głównie dzięki wysiłkom samych pracowników. Załoga "Premy" może cieszyć się zwycięstwem na pewno do jesieni, ponieważ do czasu wyborów samorządowych rządzące Prawo i Sprawiedliwość nie zdecyduje się na niepopularne kroki, a takim byłaby niewątpliwie ponowna próba prywatyzacji "Premy".

Kieleckie Centrum Produkcyjne Pneumatyki "Prema" S.A. zatrudnia ok. 200 osób i jest jednym z większych pracodawców w regionie świętokrzyskim. Obecnie zakład należy w 100 proc. do Skarbu Państwa. "Premę" próbowano już kilkakrotnie prywatyzować, m.in. w ubiegłym roku za "lewicowego" rządu Belki. Wtedy nie udało się podpisać pakietu socjalnego, zaś sama załoga - przeciwna od początku prywatyzacji - zagroziła strajkiem. Kolejną próbę podjęto na początku tego roku.

11 maja działające w "Premie" związki zawodowe oraz Komitet Pomocy i Obrony Represjonowanych Pracowników zorganizowały na ulicach Kielc demonstrację przeciwko prywatyzacji zakładu. Uczestniczyło w niej 400 osób. Podczas manifestacji pracownicy "Premy" domagali się prawa do decydowania o losach firmy, którą uratowali dzięki własnym wyrzeczeniom. Podkreślali, że są przeciwni jakiejkolwiek prywatyzacji "Premy", bez względu na to, czy miałaby ona trafić do rąk polskiego czy zagranicznego inwestora. Przedstawiciele załogi powoływali się na szereg przykładów prywatyzacji, które doprowadziły do upadku dobrze prosperujących przedsiębiorstw.

Załoga "Premy" - w tym główne związki: NSZZ Pracowników CPP PREMA i NSZZ "Solidarność" - obawia się, że w przypadku prywatyzacji podzieli los pracowników wielu innych państwowych zakładów, które zostały sprzedane prywatnym "inwestorom". Skutek wielu prywatyzacji był taki, że dochodziło w nich do "restrukturyzacji zatrudnienia" i masowych zwolnień. Wiele z nich zakończyło się w ogóle likwidacją zakładów pracy. Związki twierdzą, że nic nie uzasadnia konieczności prywatyzowania jej, ponieważ dobrze prosperuje i wypracowuje poważne zyski.

Ministerstwo olewa załogę

Kilka dni przed majową manifestacją okazało się, że urzędnicy Ministerstwa Skarbu mają nikłe pojęcie o sytuacji spółki, którą chcieli prywatyzować. "Premą" i zatrudnionymi w niej ludźmi zainteresowali się dopiero na wieść o planowanym w Kielcach proteście. A działające w firmie związki zawodowe do tego czasu wysłały do resortu skarbu szereg pism z prośbą o odstąpienie od prywatyzacji "Premy", która tylko w ubiegłym roku wypracowała 4 mln zł dywidendy, a do Skarbu Państwa odprowadziła 12 mln zł z tytułu podatków. To właśnie dobra kondycja ekonomiczna spółki była jednym z głównych argumentów załogi przeciwko oddaniu jej w prywatne ręce, co byłoby zrozumiałe, gdyby zakład potrzebował inwestora. Tymczasem, jak podkreślali sami pracownicy, jedyne, czego "Prema" potrzebuje, to zapewnienie rynków zbytu i aby je mieć, zakład wcale nie musi być prywatyzowany.

Wcześniej, 9 i 10 marca br. KPiORP, Polska Partia Pracy, Wolny Związek Zawodowy "Sierpień 80", stowarzyszenie ATTAC-Polska oraz Związek Zawodowy "Metalowcy" zorganizowały w Kielcach pikiety przeciw planom prywatyzacji "Premy". Udało się wtedy zebrać kilka tysięcy podpisów wspierających działania Społecznego Komitetu "Nie dla prywatyzacji Premy", założonego przez pracowników tego zakładu. Związkowcy rozmawiali z przedstawicielami Ministerstwa Skarbu Państwa, jednak kierownictwo resortu pozostało głuche na argumenty załogi i uparcie podtrzymywało decyzję o prywatyzacji zakładu.

Resort skarbu powoływał się wtedy na zapisy Ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji z 30 sierpnia 1996 r. jako na główne uzasadnienie decyzji o sprzedaży "Premy". Nieważne, że zakład udało się wyprowadzić na prostą dzięki wyrzeczeniom załogi, że spółka przynosi zyski, płaci podatki i jest dużym pracodawcą w regionie. Najważniejsza była, realizowana z klapkami na oczach, zasada mówiąca o wyższości własności prywatnej. Wbrew faktom i zdrowemu rozsądkowi. Nawet wbrew temu, że sam resort w oficjalnych komunikatach twierdzi, iż sprzedaż państwowych spółek ma być stosowana "zwłaszcza do przedsiębiorstw słabszych ekonomicznie, które wymagają inwestycji". Tymczasem "Prema" S.A. nie jest "słabsza ekonomicznie". Łączna wartość akcji "Premy" to 7 mln zł.

Odstąpienie od prywatyzacji "Premy" zapowiadał w dniu manifestacji wojewoda świętokrzyski, Grzegorz Banaś. Poinformował on protestujących, że zgłosił się tylko jeden oferent, a w tej sytuacji sprzedaży akcji spółki nie można przeprowadzić. Z nieoficjalnych informacji wynika, że chętnym na przejęcie spółki, a dokładniej - atrakcyjnych terenów, na których się ona znajduje - był kojarzony z SLD kielecki biznesmen, Michał Sołowow - czwarty na liście najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost". Prawdopodobnie właśnie koneksje polityczne Sołowowa były jednym z powodów przełożenia przez PiS prywatyzacji na później. Załoga "Premy" nie może jednak spać spokojnie, bowiem po wyborach samorządowych prawica, która pewna jest swojego zwycięstwa, najprawdopodobniej wróci do tego pomysłu.

Rządy służą kapitalistom

W kampanii wyborczej PiS głosiło hasło "solidarnej Polski", ale wcale nie różni się od swoich poprzedników z prawicy i tzw. lewicy, jeśli chodzi o program gospodarczy i stosunek do prywatyzacji. Już pierwszy minister skarbu w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza - pełniący zaledwie przez dwa miesiące swoje obowiązki Andrzej Miłosz - zaraz po objęciu funkcji oficjalnie zapowiedział, że jego celem jest doprowadzenie do likwidacji tego resortu, a więc do likwidacji czegoś takiego, jak majątek skarbu państwa. Nie był w tym oryginalny, ponieważ procesy prywatyzacyjne są konsekwentnie prowadzone przez wszystkie kolejne rządy, bez względu na szyldy polityczne, pod jakimi one występowały.

Wszystkie dotychczasowe rządy w III RP przedstawiały pracownikom przedsiębiorstw państwowych jedną perspektywę - przejdziecie w prywatne ręce. Załogom wmawiano, że alternatywą może być tylko upadek zakładu i bezrobocie. Na początku transformacji ustrojowej w ten sposób budowano w Polsce kapitalizm - wyprzedając, często za bezcen, państwowe zakłady. Nowi właściciele robili w ten sposób majątki, zaś państwo pozbywało się odpowiedzialności za losy milionów pracowników. Decyzja o sprywatyzowaniu ogólnospołecznego majątku, wypracowanego przez kilka pokoleń Polaków, była decyzją polityczną - podobnie jak decyzja o likwidacji PGR-ów, ponieważ własność prywatna nie jest jedyną formą własności nawet w państwach kapitalistycznych. Nie było, na przykład, mowy o przekazywaniu zakładów pracy w ręce ich załóg czy przekształcaniu ich w spółdzielnie.

Pracowników zwykle przekonywano o dobrodziejstwach prywatyzacji tym, iż ich firmy potrzebowały inwestorów, bo były w złej kondycji i wymagały doinwestowania. W taki sposób wyprzedawano po kawałku kolejne przedsiębiorstwa państwowe, sprzedając ich akcje tym, którzy posiadali niezbędny kapitał. Z czasem okazywało się, że biznesmeni wchodzący w ten sposób w posiadanie najpierw kawałka, a potem całych firm nie kierowali się altruizmem ani np. chęcią podtrzymania produkcji i zachowania miejsc pracy, lecz rzucali się na majątek tych firm jak sępy na padlinę. Majątek, budynki i teren były szybko upłynniane, zaś pracownicy lądowali na bruku. Łaskawy biznesmen znikał tymczasem z walizkami pieniędzy, którymi mógł obracać pomnażając swoje zyski. Wszystko zgodnie z obowiązującym prawem.

Problem polityczny

"Prema" jest w innej sytuacji - nie wymaga dokapitalizowania, ponieważ jako firma państwowa przynosi zyski i dobrze prosperuje. Z dywidendy korzysta Skarb Państwa, a budżet lokalny i państwowy czerpie z płaconych przez zakład podatków, ludzie mają pracę. Mimo to, "Prema" ma trafić w prywatne ręce.

Decyzja o prywatyzacji "Premy" ma charakter polityczny, ponieważ jest ślepą realizacją jednego z podstawowych dogmatów ideologii neoliberalnej - prywatyzowania wszystkich branż, łącznie z usługami publicznymi, dla samej zasady prymatu czy wręcz wyłączności własności prywatnej. Tak to wygląda od strony ideologicznej. Jednocześnie wymienia się nazwiska kilku biznesmenów od początku zainteresowanych przejęciem tego zakładu, a przede wszystkim - atrakcyjnych terenów, na których jest on położony.

Sytuacja wydaje się patowa. Z jednej strony mamy wpływowych biznesmenów i zaślepioną nie tylko ideologicznie władzę, od której zależy decyzja. Drugą stroną konfliktu jest załoga "Premy", dążąca do obrony swoich miejsc pracy oraz społeczność lokalna, mniej czy bardziej świadoma tego, iż istnienie firmy leży w interesie całego regionu. Konflikt jest poważny, bowiem wybór jednego z rozwiązań zdecyduje o losie każdej ze stron. Przede wszystkim - o losie 200-osobowej załogi.

Konflikt wokół przyszłości "Premy" nie jest tylko sporem o jeden wielu państwowych zakładów przeznaczonych do prywatyzacji. To konflikt o zasadę, dlatego ma on charakter polityczny. Załoga tej firmy - nauczona doświadczeniem innych zakładów w podobnej sytuacji - ma świadomość, że oddanie jej w prywatne ręce oznacza samowolę kapitalisty, nie liczącego się z niczym i z nikim. Co więcej, pracownicy "Premy" mają wystarczającą wiedzę, aby dostrzegać brak racjonalnych przesłanek do prywatyzowania tej dobrze prosperującej firmy.

Zatrzymać prywatyzację

Kiedyś pracowników można było nabierać, że prywatny właściciel to samo dobrodziejstwo, szansa dla zakładu pracy i zatrudnionych w nim ludzi. Kilkanaście lat prywatyzacji przekonało jednak pracowników, że bardzo często przekazanie zakładu w prywatne ręce kończy się dla załogi tragicznie. Prywatny właściciel chce przede wszystkim mieć zysk, a do tego prowadzą różne drogi. Najłatwiej go osiągnie pozbywając się szybko majątku firmy. Drugim łatwym sposobem jest "wyciśnięcie" z pracowników dodatkowego wysiłku, czyli tzw. redukcja pracowników i zmuszenie pozostałych, by pracowali intensywniej za te same pieniądze i zaszczytne miano "pracujących" w morzu bezrobotnych. Zysk się zwiększa, bo płaci się mniejszej liczbie pracowników za te same normy. Szantażując załogę wysokim bezrobociem, można sobie nieźle nabić kasę. I pozbyć się związków zawodowych.

W takich sytuacjach propaganda stawia nas przed alternatywą: albo państwowe, albo prywatne. Państwowe, wiadomo, być nie może, bo to "relikt minionej epoki". Państwowe to takie, do którego - w domyśle - muszą dopłacać podatnicy (tzn. nie milionerzy płacący podatki w tzw. rajach podatkowych). Jeśli nie państwowe - to wyłącznie prywatne, a jeśli w dodatku zainteresowany biznesmen sypnął swego czasu na kampanię wyborczą, to już z góry wiadomo, kto ten czy inny zakład przejmie.

W Polsce obrona zakładu pracy przed prywatyzacją to nie jest obrona status quo, ale staje się obroną miejsc pracy. Nie tylko bowiem rodzimi biznesmeni zainteresowani są szybkim zyskiem finansowym, lecz to wynika z logiki systemu, do którego co cwańsi próbują się jedynie dostosować. Na tle "starych" krajów kapitalistycznych, Polska - podobnie jak wiele innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej czy Ameryki Łacińskiej - nie jest rynkiem, który produkuje i sprzedaje. Polska jest rezerwuarem taniej siły roboczej i rynkiem zbytu, na który przeznacza się towary wyprodukowane w krajach lepiej rozwiniętych. Liberalne przepisy dotyczące przepływów finansowych, słabość państwa i sprzedajność władzy, powszechna korupcja, przekazanie systemu bankowego w obce ręce oraz luksusowe warunki prawne stworzone dla obracających pieniądzem sprawiają, że w Polsce nie opłaca się produkować. W Polsce warto spekulować. Jeśli w Polsce prywatny właściciel przejmuje jakiś zakład pracy, to najczęściej nie po to, aby kontynuować i rozwijać w nim produkcję, lecz aby szybko się go pozbyć. Świadomość tego mechanizmu jest już coraz powszechniejsza, stąd też coraz powszechniejszy opór przed prywatyzacją oraz postulat rozliczenia dotychczasowych procesów prywatyzacyjnych.

Potrzebny opór

"Prema" nie potrzebuje cudotwórcy w postaci biznesmena posiadającego kapitał, bo spółka wypracowuje zyski. Ale "Premy" chce się pozbyć Skarb Państwa. Losy "Premy" nie dotyczą jedynie jej załogi, ale całego regionu. Zakład w takiej sytuacji ekonomicznej - i przy takiej świadomości pracowników, działaczy związkowych i mieszkańców Świętokrzyskiego - nie jest skazany na "być, albo nie być", nic więc nie przemawia za jego prywatyzacją. Nic poza neoliberalną ideologią, narzucaną nam od kilkunastu lat przez kolejne rządy i pod dyktando międzynarodowych instytucji finansowych.

Na całym świecie od kilku lat walczy się z neoliberalizmem i tzw. dzikim kapitalizmem, który promuje ta ideologia. Społeczeństwa wielu państw kapitalistycznych zrozumiały bowiem, że neoliberalizm to prosta droga do pogłębiającego się rozwarstwienia społecznego oraz nędzy i wykluczenia milionów ludzi. W ostatnim czasie np. w Ameryce Łacińskiej w kolejnych wyborach zwyciężają przywódcy, którzy stawiają opór kapitalizmowi i własności prywatnej, i m.in. przeprowadzają nacjonalizację dotychczas prywatnych przedsiębiorstw. Załogi polskich państwowych przedsiębiorstw, które ten czy inny rząd planuje prywatyzować, powinny stanąć w obronie swoich zakładów pracy i stawiać opór ich prywatyzacji. To jedyny sposób, aby zachować miejsca pracy.

Magdalena Ostrowska


Artykuł pochodzi ze strony Komitetu Pomocy i Obrony Represjonowanych Pracowników - www.pracownicy.org.pl.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



1 Maja - demonstracja z okazji Święta Ludzi Pracy!
Warszawa, rondo de Gaulle'a
1 maja (środa), godz. 11.00
Przyjdź na Weekend Antykapitalizmu 2024 – 24-26 maja w Warszawie
Warszawa, ul. Długa 29, I piętro, sala 116 (blisko stacji metra Ratusz)
24-26 maja
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca
Podpisz apel przeciwko wprowadzeniu klauzuli sumienia w aptekach
https://naszademokracja.pl/petitions/stop-bezprawnemu-ograniczaniu-dostepu-do-antykoncepcji-1

Więcej ogłoszeń...


6 maja:

1758 - W Arras urodził się Maksymilian Robespierre, jeden z przywódców Rewolucji Francuskiej.

1835 - W protestacji sekcji Grudziąż wobec chęci postawienia Centralizacji na czele Towarzystwa Demokratycznego Polskiego użyto wyrazu "socjalizm".

1862 - Zmarł Henry David Thoreau, amerykański pisarz, poeta i filozof transcendentalista.

1867 - W Glinojecku urodził się Bolesław Jędrzejowski, publicysta, współzałożyciel PPS.

1935 - W USA powołano Works Progress Administration - jeden z najważniejszym elementów polityki New Dealu.

1936 - CKW PPS odmówił zatwierdzenia nowo wybranych władz okręgowych PPS w Łodzi i Lwowie, pozostających pod wpływem lewicy partyjnej.

1947 - Urodziła się Martha Nussbaum, amerykańska filozofka i etyczka.

1999 - W Niemczech pierwsza para homoseksualna zawarła związek partnerski.

2012 - François Hollande (PS) wygrał wybory prezydenckie we Francji, pokonując w II turze urzędującego prezydenta N. Sarkozy’ego.


?
Lewica.pl na Facebooku