Borejza: Droga praca...

[2006-01-08 10:16:32]

„U podstaw wysokiego bezrobocia w Polsce leżą dwie główne przyczyny: wysokie koszty pracy oraz uregulowania prawne, które usztywniają rynek pracy.”
Leszek Balcerowicz

Od siebie dodam, że jest jeszcze trzeci powód o którym Leszek Balcerowicz, ale nie tylko on, mówił nie raz. Chodzi o zbyt wysokie obciążenia podatkowe. Podobno niemożliwe do zaakceptowania w cywilizowanym i liberalnym (bo to się ma łączyć) świecie zachodnim. W związku z tym, aby obniżyć bezrobocie należy obniżyć koszty pracy, „uelastycznić” czyli zliberalizować prawo pracy (ograniczając prawa pracownicze) oraz obniżyć, najlepiej wprowadzając podatek liniowy, obciążenia podatkowe. Wszystko to ma uruchomić przedsiębiorczość Polaków, której niedostatek jest ponoć jednym ze źródeł bezrobocia i polskiej biedy. Niekiedy postuluje się także likwidacje lub jeszcze większe ograniczenie pomocy społecznej, która odbiera ludziom bodźce do podejmowania pracy.

W Polsce poziom zatrudnienia jest najniższy w Unii Europejskiej, wynosi 51,4% (2004 r.). Jeżeli założyć, że logika liberałów jest słuszna, to można przewidywać, że najwyższy poziom zatrudnienia znajdziemy w krajach o najniższych podatkach, najbardziej liberalnym prawie pracy i najniższym poziomie pomocy społecznej. A bieda, bezrobocie, nieefektywność i zacofanie będzie domeną tych najbardziej opiekuńczych. Tak jednak nie jest. Trzy kraje posiadające wskaźnik zatrudnienia na najwyższym poziomie w UE to Dania (75,1%), Szwecja (74,3%) i Holandia (72,7%). Są to jednocześnie kraje w których pracuje się w świetnych warunkach, niezbyt długo, a koszta pracy należą do najwyższych w Europie (w Szwecji godzinowy koszt pracy jest najwyższy w UE – w 2000 r. wynosił średnio 28,35 euro). Wszystkie trzy należą także do najbardziej opiekuńczych, najbardziej egalitarnych, posiadających najwyższe podatki na świecie i co bardzo ważne do najnowocześniejszych gospodarek świata.

Średnie obciążenia podatkowe (liczone jako procent PKB) w starej Unii wynosiły w 2001 r. 41% PKB. Przy czym w Danii było to 49,8%, w Holandii 39,5%, a w Szwecji aż 51,4%. W tym samym roku w Polsce wyniosły 33,6%. Dodatkowo w Polsce działo się tak przy mniejszej progresji podatkowej i znacznie większych nierównościach dochodowych niż we wspomnianej trójce. W Polsce podatki w większym stopniu płacą biedniejsi, czyli ci, których na to nie stać. Warto zauważyć, że przy mniejszych obciążeniach podatkowych (a więc i niższych dochodach) wydajemy porównywalny - do tych krajów - procent PKB na transfery socjalne. A w związku z niskim obciążeniem podatkowym najzamożniejszych i wystrzeganiem się polityki wysokiego deficytu budżetowego, cierpi infrastruktura, edukacja etc. Cierpią także odbiorcy pomocy społecznej, ponieważ przy znacznie większej skali problemów niż np. w krajach skandynawskich pomoc ta jest niewystarczająca. Unikając transferów socjalnych (już nawet nie w formie tradycyjnej pomocy ale choćby w postaci ulg podatkowych dla najmniej zarabiających, lub zwiększenia kwoty wolnej od podatku) ograniczamy popyt. Pieniędzy nie dostają ci, którzy je wydają, a ponadto oszczędzając kieszenie najbogatszych, tak naprawdę oszczędzamy na dobrze wspólnym. W dodatku najmocniej w tych sferach, które mają charakter inwestycji. Zastanawiam się czy nie byłoby lepiej dla wszystkich gdyby zwiększyć obciążenia podatkowe (w wyższych progach) na przykład w celu inwestycji w infrastrukturę. O edukacji, czy „badaniach i rozwoju” nie wspomnę. Oczywiście warunkiem sensowności takich kroków jest efektywne wykorzystanie dodatkowych środków.

Drugim z największych problemów naszego rynku pracy mają być jej bardzo wysokie koszta. Jednak te, zwłaszcza liczone procentowo (jako procent kosztów pozapłacowych w wynagrodzeniu), nie odbiegają od średniej dla rozwiniętych gospodarek europejskich. Napisałem, że zwłaszcza liczone procentowo, ponieważ w liczbach bezwzględnych różnice są spore. W Polsce praca jest o wiele wiele tańsza. Średnia obciążeń związanych z pozapłacowymi kosztami pracy wynosi w krajach Piętnastki 40,9% - w Szwecji 46,6%, w Danii 42,7%, w Holandii 43%. W Polsce są one na poziomie 42,9%. Jak widać nie są to koszta, które byłyby jakimś polskim absurdem. Holendrom nie szkodzą, nam też nie powinny. Problemem jest natomiast to, że u nas są one traktowane jako nieuzasadnione i bezsensowne. Po części dzieje się tak ze względu na niewydolne państwo – trudno po prostu zauważyć efekt ich płacenia, po części z wygody i „gonienia” za zyskiem pracodawców. Nie mniej ważna jest swoista kultura nie płacenia składek na ZUS i nie zatrudniania pracowników legalnie, która wytworzyła się zwłaszcza w naszym średnim i niewielkim biznesie. Jest to zjawisko szkodliwe już nawet nie z czysto ekonomicznego punktu widzenia (chociaż bardzo obciąża budżet), ale przede wszystkim z punktu widzenia kosztów społecznych. Pracownicy w Polsce są najzwyczajniej w świecie wyzyskiwani i oszukiwani. Przyzwyczajają się, że pracodawcy, a więc bogatemu wolno, a Inspekcja Pracy nie robi nic. Tracą zaufanie do państwa. Zresztą słusznie. Państwo nie chce walczyć z tym problemem, ponieważ egzekwowanie przepisów zwiększa koszty pracy. A to zmniejsza zatrudnienie. Przynajmniej według naszych ekspertów. To, że na skutek między innymi takiego podejścia ludzie pracują w niewolniczych lub półniewolniczych układach i, że cierpią uczciwi pracodawcy, bo trudno im wygrać konkurencję z nieuczciwymi nikogo nie obchodzi. Tak jak to, że w ten sposób wzmacnia się kulturę oszukiwania i nieszanowania ludzkiej pracy.

Wielu pracodawców wykorzystuje każdą okazję żeby ominąć składki. Cierpi nie tylko państwo, ale przede wszystkim pracownik. Szczególnie dotyka to osoby zatrudnione w handlu i te o stosunkowo niskich kwalifikacjach. Tych ludzi jest po prostu najłatwiej zastąpić, zwłaszcza przy dwucyfrowym bezrobociu. Najłatwiej ich też zastraszyć. Ludzie pracują bez zabezpieczenia socjalnego, ubezpieczenia i choćby iluzorycznej ochrony ze strony prawa pracy. Nie mają prawa do choroby, urlopu, pracują w święta, niedziele, nierzadko siedem dni w tygodniu. Zgodnie z danymi GUS 1,5 mln Polaków pracuje w szarej strefie (dane te można uznać co najwyżej za orientacyjne ze względu na specyfikę ich przedmiotu, ale są w zasadzie jedynymi dostępnymi). Do tego dochodzi 25% zatrudnionych, którzy pracują na czasowe umowy o pracę lub umowy-zlecenia/umowy o dzieło, które, nie zawsze, ale często, są jedynie zasłoną dla zupełnie pełnoetatowej pracy. Na dodatek nawet legalnie zatrudniony Polak pracuje dużo dużo więcej od na przykład przeciętnego Holendra (ale także Szweda, Francuza czy nawet Amerykanina). Zgodnie z danymi oficjalnymi u nas pracuje się średnio 1983 godziny rocznie (ciekawe ile naprawdę?). W Holandii zaledwie 1357 godzin. Jak łatwo policzyć tam gdzie pracuje trzech Holendrów (w rzeczywistości zapewne czterech - bo o ile danym holenderskim wierzę, to polskim dotyczącym nadgodzin nie bardzo) pracuje dwóch Polaków (podobno nie można tak liczyć, ale... Francuzi po wprowadzeniu 35 godzinnego tygodnia pracy zwiększyli zatrudnienie o ponad 200 tys. osób). Koszta społeczne takiej sytuacji są aż nadto zauważalne.

Nie w kosztach pracy tkwi problem polskiej gospodarki, choć w jednym jej dziale koszty te są rzeczywiście za wysokie. Chodzi o drobnych przedsiębiorców, często od robotników różniących się tym, że pracują „na swoim”, ale już warunkami pracy i dochodem z całą pewnością nie. Właściciel małego kiosku, taksówkarz itd... są traktowani jak przedsiębiorcy (chociaż nie zatrudniają pracowników), płacą wysokie składki na ZUS i napotykają na mur przepisów podatkowych, który nawet dla doświadczonej księgowej jest trudny do pokonania. Jednocześnie bardzo faworyzuje się przedsiębiorców osiągających spore dochody, których obciążenia związane ze składkami na ZUS są de facto regresywne (choć formalnie liniowe) oraz kapitał zagraniczny, który za pomocą transferów finansowych unika płacenia podatków w Polsce.

Piszę o tym między innymi dlatego, że ciągle słychać narzekania na zbyt małą przedsiębiorczość Polaków i twierdzenia, że problemem jest zbyt mała liczba małych i średnich firm (patrz np. Państwo dla obywatela Platformy Obywatelskiej). Tymczasem 27% pracujących Polaków mieści się w kategorii samozatrudnienia (to nie tylko przedsiębiorcy, ale można zauważyć trendy). Dla porównania w Czechach jest to 17%, w Danii 8,8%, w Holandii 11,6%, w Szwecji 9,6%. Przedsiębiorców w Polsce nie jest za mało. Chyba każdy zna obrazek gdy sąsiadują ze sobą identyczne sklepiki spożywcze, „warzywniaki” itd... Za mało jest normalnych miejsc pracy, które mogłyby przyjąć niepotrzebnych handlarzy.

Ludzie prowadzący takie sklepiki często osiągają dochody na niezbyt wysokim poziomie. Wykonują pracę, którą ciężko uznać za prowadzenie biznesu. Mimo to są obciążani „biznesowymi” stawkami oraz znajdują się poza sferą ochrony stosunków pracy. Nie mogą iść na urlop, zachorować etc. Spora ich część trafia do szarej strefy. Nie płaci żadnych podatków i składek, ponieważ ich płacenie równałoby się zamknięciu firmy (biorąc pod uwagę, że np. właściciel małego kiosku samą składkę zusowską płaci w wysokości ponad 800 zł, nie należy się temu dziwić). Skoro osoby te nie mogą trafić do „normalnej” pracy, a ich dochody nie pozwalają na legalne prowadzenie biznesu, to należy doprowadzić do sytuacji w której będą mogli się „zalegalizować” i będzie im się to opłacało. Można tego dokonać jedynie zmniejszając obciążenia i stosując ulgi (wobec jednoosobowych firm, a nie dużego biznesu). Z racji dochodów i fachu pieniądze, które zostaną w kieszeniach tych ludzi trafią do obiegu. Nie mówię tu oczywiście o posłach Samoobrony, którzy nie mogą płacić składek, bo nie pozwala im na to rewolucyjna świadomość. Oni powinni być karani przykładnie.

Mitem jest także twierdzenie, że wysokie zasiłki odbierają chęć do pracy (możliwe, że odbierają ochotę do pracy za 500 zł, bez ubezpieczenia i z nielimitowanym jej czasem). Przeczy temu przykład krajów skandynawskich, które wydają bardzo dużo na socjal we wszystkich jego postaciach, także zasiłków. Powinny więc charakteryzować się wysokim i przede wszystkim trwałym bezrobociem. Na przykład w Szwecji zasiłki dla bezrobotnych mają poziom 80% ostatniego otrzymanego wynagrodzenia, z ograniczeniem do 63 euro dziennie. Nawet przy szwedzkich cenach można za to całkiem godziwie żyć. Nie powoduje to jednak mechanizmu „pasażera na gapę”. W Szwecji trwale bezrobotni to zaledwie 17% ich ogólnej liczby (czyli nieco ponad sześciu procent). W Polsce – niemal 50%. Dzieje się tak mimo to, że polska pomoc społeczna w praktyce niemal nie istnieje, a bezrobotni w zasadzie nie dostają zasiłków. Polacy powinni mieć bodźce do pracy, Szwedzi nie. Mimo to Szwedzi pracują, a Polacy nie. Oczywiście najważniejszym powodem jest to, że w Polsce pracy po prostu nie ma, a w Szwecji jest. Natomiast powodem tylko niewiele mniej istotnym jest to, że szwedzcy bezrobotni bardzo rzadko ulegają społecznej marginalizacji. Zupełnie inaczej niż polscy.

Kolejne rządy, kierując się doktryną liberalną i poniekąd koniecznością (niewydolne państwo), starają się reprezentować „stronę podażową”. Ograniczać deficyt, obcinać wydatki, liberalizować prawo pracy i przerzucać koszta działania państwa na najuboższych. Działają zgodnie z założeniem, że im lepiej zyskobiorcom (tzn. im niższe płacą podatki, im bardziej wolno im zgodnie z prawem pomiatać pracownikami) tym lepiej wszystkim. Tak jednak nie jest, czego najlepszym dowodem zeszły rok, kiedy przy pięcioprocentowym wzroście PKB, płace realne minimalnie wzrosły, a w niektórych branżach spadły. Można oczywiście twierdzić, że efekty przyjdą później. Problem tkwi w tym, że nie przychodzą i nie przyjdą. Być może zmniejszy się bezrobocie, głównie na skutek emigracji. Być może dalej będziemy legitymować się wysokim wzrostem gospodarczym, z którego jak dotąd będzie korzystać wąska elita. Jednak z całą pewnością nie stworzymy społeczeństwa w którym jakość życia będzie na przyzwoitym poziomie.

Oczywiście rodzi się pytanie jaka jest alternatywa dla dalszej liberalizacji. I tutaj pojawia się pewien problem. Nie dlatego, że alternatyw nie ma. Tylko dlatego, że każde podważenie takiej polityki jest uznawane za dowodzące głupoty i nieznajomości rzeczy autora. Oraz dlatego, że tak naprawdę nie ma wyartykułowanej i spójnej wizji, którą można byłoby przeciwstawić pomysłom spod znaku PO i Leszka Balcerowicza.

Lewica nie ma spójnego, rozsądnego i możliwego do zrealizowania programu. Nie ma programu zawierającego konkrety. Trzeba to zmienić. Spróbujmy stworzyć i wyartykułować pomysł na Polskę. To jest konieczne dla nas, bo tylko w dyskusji i działaniu znajdziemy słabości naszego myślenia, i dla Polski, ponieważ już dawno zapomniano co to myślenie i działanie w kategoriach państwowych, i dobra wspólnego. Wprawdzie skupiamy się na różnych sprawach, jedni na kulturze, drudzy na gospodarce, jednak i tak są to sprawy wzajemnie powiązane, a skoro tak to mogą znaleźć wspólne rozwiązania lub choćby wspólne miejsce w lewicowym programie.

Slavoj Žižek twierdzi: „My – państwa postkomunistyczne, ujmując to w marksistowsko-mesjanistycznym stylu, mamy misję wynalezienia nowej formy... nie żartuję!... tak, żartuję, ale myślę o tym całkiem poważnie, wynalezienia nowej formy życia społecznego, która mogłaby uniknąć starych pułapek”.

Nie kopiujmy głupio obcych rozwiązań. Zastanówmy się w jakim kraju chcemy żyć i powiedzmy to.

Tomasz Borejza


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



1 Maja - demonstracja z okazji Święta Ludzi Pracy!
Warszawa, rondo de Gaulle'a
1 maja (środa), godz. 11.00
Przyjdź na Weekend Antykapitalizmu 2024 – 24-26 maja w Warszawie
Warszawa, ul. Długa 29, I piętro, sala 116 (blisko stacji metra Ratusz)
24-26 maja
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca
Podpisz apel przeciwko wprowadzeniu klauzuli sumienia w aptekach
https://naszademokracja.pl/petitions/stop-bezprawnemu-ograniczaniu-dostepu-do-antykoncepcji-1

Więcej ogłoszeń...


4 maja:

1886 - Masakra robotników na Haymarket Square w Chicago.

1915 - W Krakowie urodził się Lucjan Motyka, działacz OMTUR i PPS.

1930 - Brytyjczycy aresztowali Mahatmę Gandhiego.

1938 - W Berlinie zmarł Carl von Ossietzky, niemiecki dziennikarz, pisarz i pacyfista, laureat Pokojowej Nagrody Nobla w roku 1936.

1939 - Urodził się Amos Oz, pisarz izraelski, zwolennik izraelsko-palestyńskiego pojednania, współzałożyciel lewicowej organizacji Szalom Achszaw (Pokój Teraz).

1969 - Francuska Sekcja Międzynarodówki Robotniczej (SFIO) przekształciła się w Partię Socjalistyczną (PS).

1970 - Masakra na uniwersytecie w Kent (Ohio): Gwardia Narodowa zastrzeliła 4 i zraniła 9 studentów protestujących przeciwko wojnie wietnamskiej.

1980 - W Lublanie zmarł Josip Broz-Tito.

1994 - Premier Izraela I. Rabin i przewodniczacy OWP J. Arafat podpisali porozumienie o ograniczonej autonomii palestyńskiej w Strefie Gazy i Jerychu.

2000 - Ken Livingstone został pierwszym burmistrzem Londynu.

2005 - W Manili zmarł Luis Taruc, filipiński działacz komunistyczny.


?
Lewica.pl na Facebooku