Ukradli już wszystko
2011-10-30 07:06:55


Człowiek cierpi, bo nie ma na piwo. To cierpienie można jednak uśmierzyć dość łatwo. Wystarczy dwa złote. Stojak podsklepowy czy taki na przykład „kierownik parkingu”, który nie tylko auto pomoże zaparkować, ale i popilnuje, to typ wyluzowany. On się już nie ściga. Odrzucił wszelką odpowiedzialność, bo „na trzeźwo to się to życie przeżyć nie da”. Niejeden ojciec rodziny patrzący na niego z góry ma gorzej, bo musi wciąż czemuś sprostać i gdzieś zdążyć. A jak wynika ze statystyk „zdążą” i „sprostają” tylko nieliczni. Usłyszałem, niedawno szczery jęk pewnej samotnej matki, która nie dając już rady oznajmiła, że najchętniej dałaby się zamknąć w obozie pracy, żeby już jej wszyscy dali święty spokój.
Wrzesień to dla matek koszmar. Trzeba kupić podręczniki, nowy plecak, kapcie, zapłacić za świetlicę, za basen, na komitet rodzicielski. Nauczyciele cisną dzieci, dzieci cisną rodziców, bo się wstydzą. A ostatnich gryzą psy. Potem jest październik, który już w PRL-u był ogłoszony miesiącem oszczędności i nadpełza kolejna następna tragedia, czyli święta Bożego Narodzenia. Tony żarcia obowiązkowo, choinka i prezenty, więcej dni wolnych, to i zarobek mniejszy. A trzynastki odeszły wraz z minionym ustrojem.
Zaczyna się więc taniec z szablami. Lepsi goście przekraczają limit na karcie kredytowej, dobierają świąteczną pożyczkę, do której reklama zachęca, „bo przecież bardzo ją, je, jego kochasz – to musisz kupić”. Normalsi dzwonią z przerażeniem do Providenta, który staje się na długie miesiące prawie domownikiem, bo co tydzień wpada po stówę lub dwie, które miały być na buty czy zakupy, ale były święta, to trzeba oddać. Dziecko płacze w kącie, bo wstydzi się dziurawych spodni czy butów, a tu za pasem ferie i Wielkanoc. Z okazji, że zmartwychwstał, też trzeba będzie nielicho wydać i zabulić.
Wreszcie zaczynasz się bać dzwonka do drzwi, bo może to Provident, a może komornik czy też już policja, bo te wszystkie pożyczki to był kant, bo dopisałeś jedno, dwa zera do sumy na zaświadczeniu? „Chodź, przyjdź, wystarczy ci dowód i masz małą ratę i dużą kasę!” A teraz policja też chce dowód i „pan pozwoli z nami”. Jak się nie ma, to nie trzeba było pożyczać. Trzeba było nie pić. Nie kupować. Czego? Butów? Dywanu? Telewizor jest na raty. Córka jest w ciąży. Alimenty w terminie. Na wiosnę tatuś wyjdzie. A może ktoś ma? Wystarczy zapłacić i zapomnimy o całej sprawie.
Gdzieś między Sulejkowską, Kawczą i Gdecką. W cieniu najtańszego bazaru w Warszawie przy placu Szembeka wre pracowite życie. Ludzie tanio kupują i tanio sprzedają. Jak danego dnia handluje to ma, jak nie to nie. Są babcie z chrzanem i staruszek z czosnkiem. Im większa bieda tym więcej salonów z automatami do gry, gdzie można utarg czy wypłatę przegrać od ręki. Grają z tych samych przyczyn, co piją. Bo życie jest szare, bo i tak jest tego tak mało, że wstyd to żonie przynieść, a może się rozmnoży…
Wszystko tu jest: lichwa, lombard, paser, komornik, złodziej, czyli gospodarka rynkowa na normalnym przedwojennym poziomie. Nie dotarły tylko kredyty hipoteczne. W tej części miasta ceni się gotówkę, nie płaci podatków ani mandatów. Ale za to wszyscy na Grochowie mają telewizory. I ze zdumienia przecierają oczy. Tu za parę groszy łatwo pójść siedzieć. A tam w Ameryce taką kasę przekręcili i co? Prokurator? Guzik. Państwo mówi, że będzie zwracać. Klientom? Nie, złodziejom będzie zwracać. To znaczy tym, co pożyczali na lewe białka. Normalnie na słupa kredyty załatwiali i interes się bujał, aż ktoś się skapował i na giełdzie zrobiła się totalna obsuwa. I w dodatku nikt za to nie beknie, bo za duże szychy w tym siedzą. Człowieku, sama góra.
Banki ludzi oszukały, fundusze inwestycyjne ludzi oszukały, maklerzy ludzi oszukali. Ludzie kupili domy. Klienci kupili akcje. Wszyscy wszystko stracili. I państwo odda pieniądze. Komu? Ludziom? Nie. Oszustom, bankom, funduszom i maklerom, żeby się interes dalej kręcił a ludzie byli robieni w trąbę. No nie, u nas na Grochowie też się różne kanty robi, ale żeby coś takiego? W życiu!…

poprzedninastępny komentarze